ROZDZIAŁ 9
Wesoła zabawa i niemili goście
- Hej! Wy dwie! - darł się czarnowłosy
chłopak w ich wieku. - Jesteście przyjaciółkami Juwenalis, prawda?!
- Tak, a co?! - odkrzyknęła Weronika.
- Chodźcie na chwilę!
Dziewczyny spełniły jego prośbę. Kiedy
stanęli naprzeciw siebie czarnowłosy dokonał prezentacji.
- Mam na imię Lederg, a to są Radzim -
wskazał rudego chłopaka - i jego siostra Gaudencja - ruda dziewczyna skinęła im
głową.
- Jestem Emilia, a to Weronika. Miło was
poznać.
- I wzajemnie - Radzim uśmiechnął się do
Emili.
- Przejdźmy się -
zaproponował Lederg.
- Czemu nie? - zgodziła się
Weronika.
- Ja wiem czemu nie - Emilia
odciągnęła ją na bok. - Twój brat i przyjaciel są poważnie uszkodzeni, co
prawda zawsze byli poszkodowani na umyśle, ale teraz są bardziej, a ty będziesz
sobie flirtować?!
- Przyganiał kocioł garnkowi
- wysyczała Weronika. - Kto podziwiał gryfy? Jakoś wtedy nie przejmowałaś się
chłopakami - szatynka uśmiechnęła się, widząc, że Emilię zatkało, odwróciła się
i podeszła do nowych znajomych.
- Emilia, idziesz? -
zapytała Gaudencja.
Emilia poszła. Wlokła się
ostatnia i była wściekła, bo przyszło jej teraz do głowy kilka argumentów,
których już nie wykorzysta. Ruszyli w stronę centrum.
- Gdzie chcecie pójść? -
spytał
Lederg, który najwidoczniej przewodził grupie.
- Nie wiem - odpowiedziała
Weronika, idąca obok niego. - Nie znamy okolicy. Może nas oprowadzicie? -
Dziewczyna się zająknęła, a Emilia była pewna, że chciała powiedzieć
oprowadzisz.
- Nie ma sprawy. - Na twarzy
chłopaka pojawił się szeroki uśmiech. - Najpierw chodźmy tu - powiedział i
skręcił w uliczkę z lewej strony, której przyjaciółki wcześniej nawet nie
zauważyły.
Idąc tamtędy można było z
powodzeniem wpaść w klaustrofobię. Z obydwóch stron mieli wysokie budynki, a
przejście pomiędzy nimi było tak wąskie, że musieli iść gęsiego. Panował
półmrok i zaduch. Na szczęście nie zabawili tam długo. Wyszli w nieznanej im
części miasta, położonej daleko od centrum. Budowle były o wiele niższe i nie
tak ciasno poustawiane.
Przechodzili teraz koło
kremowego domu, z którego właśnie wyszła kobieta. Na ich widok energicznie
zamachała ręką i przywołała Radzima i Gaudencję do siebie.
- Już idziemy! - zawołała
Gaudencja.
- Wybaczcie - powiedział
Radzim. - Matka wzywa.
Pożegnali się i pobiegli do
rodzicielki.
- Zostaliśmy sami - rzekł
tragicznym głosem
Lederg. - Dobra chodźmy dalej - rzucił zupełnie innym tonem.
- A gdzie tak właściwie
idziemy? - zapytała Emilia.
- W jedno fajne miejsce.
- Och, to super! -
wykrzyknęła Weronika.
,,Weronika, błagam -
pomyślała Emilia. - Nie rób z siebie kompletnej idiotki.’’
Lederg
zaprowadził je do
parku. Kłębiło się tam dużo ludzi. Drzewa przyozdabiano srebrnymi i złotymi
tasiemkami (Co robisz?! - Darł się jakiś chłopak na kolegę. - Nie rzucaj tym we
mnie), drewniane ławy zastawiano jedzeniem i piciem (jakaś dziewczyna, beształa
małego chłopczyka za podjadanie) i ustawiano namioty i stragany (jeden z
mężczyzn krzyknął z bólu, gdy drugi zrzucił mu na stopę coś ciężkiego). Przy
kręgu otoczonym kamieniami, piętrzył się stos drewna. Już był ogromny i ciągle
jeszcze się powiększał, w miarę znoszenia kolejnych patyków przez dziatwę.
Między tym wszystkim biegały zwierzęta.
Za murem otaczającym całe
miasto, a przy którym leżał park, widać było lasy i góry.
Festyn zapowiadał się
nieźle.
- Pomożecie? - zawołała do
nich kobieta z dużą ilością tobołów.
- Oczywiście ciociu -
zgodził się chętnie
Lederg.
- Kochany chłopak. Zanieście
to tam - wskazała brodą jeden ze stołów.
Kiedy odłożyli paczki we
wskazanym miejscu zaczepiła ich kolejna osoba. Znaleźli Aulusa albo raczej, to
on znalazł ich.
- O, widzę, że pomagacie nam
przygotować park do zabawy. To dobrze.
- Tak - potwierdziła
Weronik. -
Lederg
nas tu przyprowadził.
- Pewnie myślał, że już
wszystko zrobione - wymamrotał pod nosem Aulus.
- Też tak uważam - zgodziła
się Emilia.
- Jesteście niesprawiedliwi!
- krzyknęła wzburzona Weronika. - Bardzo chętnie pomógł swojej ciotce.
- Dla niej zrobiłby wszystko
- uświadomił ją Dziadek. - Ona dla niego też. Obydwoje się uwielbiają. Ona
kiedyś straciła dziecko, a on - Aulus pokręcił głową. - Nie miał lekko.
Weronika się na nich
obraziła za obrażanie bóstwa i odeszła, zapewne po to, by szukać
Lederga.
- A tą co ugryzło? - zdziwił
się Dziadek.
- Została opętana, tak jak
Andrzej i Wiktor.
- Co się stało chłopcom?! -
zapytał przestraszony Aulus.
- Juwenalis mówi, że są
opętani przez wile.
- Oj, to niedobrze -
zmartwił się Dziadek.
- Juw mówi, że może im
pomóc.
- Cóż... Skoro tak mówi. Ona
jest zazwyczaj słowna. Tylko raz złamała obietnicę - dodał nagle rozzłoszczony,
a Emilia domyśliła się, że ma na myśli wycieczkę Juwenalis na Ziemię.
Emilia zdała sobie nagle
sprawę, że Juwenalis nie wie gdzie są. W dodatku ona sama nie wie, gdzie jest
Weronika. Pożegnała się z Aulusem i pobiegła szukać przyjaciółki. Niestety, po
szatynce wszelki ślad zaginął albo zniknęła w tłumie. Emilia poszła jeszcze do
domu Aulusa, ale tam nie było nikogo. Skierowała się w stronę posiadłości
Juwenalis. Tam też nikogo nie zastała.
Zaczynała być zła. Ona się
tu zamartwia, a tymczasem Weronika świetnie się bawi. Juwenalis też pewnie jest
z chłopakami na zabawie.
Całe miasto opustoszało.
Zachodzące słońce ostatnimi promieniami oświetlało ulice. W tym świetle włosy
Emilii wydawały się płonąć.
Zrezygnowana wróciła do
parku. Tak jak przypuszczała, zabawa trwała w najlepsze. Wesołe, skoczne
dźwięki jakoś nie poprawiły jej humoru. Przedzierała się przez tłum, ciągle
szukając, tak zwanych, przyjaciół.
W końcu - sukces - znalazła
Weronikę. Odchodziła od kramu wieszczki.
Emilia niczym wcielenie
furii doskoczyła do niej. Weronika od razu zorientowała się, w jakim stanie
jest jej koleżanka i rozmowę zaczęła od przeprosin.
- Szukałam cię - powiedziała
łagodniej, niż zamierzała Emilia. - Gdzieś ty się podziewała?
Teraz to Weronika się
zezłościła.
- Byłam z Ledergiem.
- Byłam z Ledergiem.
- I to jest powód do złości?
Zdawało mi się, że o to właśnie ci chodziło. Ja się błąkałam po całym
mieście...! - Emilia zaczynała się rozkręcać, ale Weronika jej przerwała.
- Ja też się błąkałam po
całym mieście! Ten idiota pokazywał mi okolice! Wyprowadził mnie
sama-nie-wiem-gdzie, a potem powiedział, że coś komuś obiecał i musi wracać. I
mnie zostawił.
- Co?!
- No mówię ci!
- Od początku mi nie
pasował.
- Wiem. I to jest najgorsze.
- Że niby dlaczego.
- Bo miałaś rację.
- Aaa. Rozumiem. No nic,
jeszcze się na nim odegramy - Emilia spojrzała na przyjaciółkę. Oczy jej
błyszczały od złości, ale nie było w nich śladu łez. - Choć nie jestem pewna,
czy będziesz chciała.
- Oczywiście!
- Teraz tak mówisz. Dobra.
Nie zaczynajmy nowej kłótni. Widziałaś gdzieś Juw i chłopaków?
- Nie. Może ciągle są u
niej.
Emilia pokręciła głową.
- Byłam tam. Nikogo nie zastałam. Zupełnie nikogo.
- Byłam tam. Nikogo nie zastałam. Zupełnie nikogo.
- No to nie wiem gdzie mogą
być. A tak w ogóle, to jak oni mogą tak wybyć z domu i nie zostawić nikogo na
straży. Nawet drzwi nie zamykają.
- Przecież mają te swoje
opiekuńcze duchy domu. Dziadek o tym mówił.
- A, no tak. Rzeczywiście
coś takiego... Patrz! Znaleźli się!
- Gdzie?! A, dobra, widzę.
Hej!
Dziewczyny pobiegły do
przyjaciół, stojących przy ognisku.
- Gdzie byliście? - zapytali
jednocześnie.
- Wszędzie was szukałam! -
zawołały z wyrzutem Emilia i Juwenalis.
- Musieliśmy się mijać -
stwierdził Wiktor.
- Jak się czujesz? -
Weronika przypomniała sobie o bracie.
- Nie najgorzej.
- A ty?
- Całkiem nieźle.
- Patrzcie! - przerwała im
Juwenalis. Spojrzeli we wskazanym kierunku. Trzy księżyce schodziły się w
jeden. Widoczność była doskonała. Andrzej sięgnął do plecaka, z którym się nie
rozstawał i wyciągnął z niego aparat.
- Zasłońcie mnie -
powiedział.
- No co ty? Po co to
zabrałeś? - Zapytał Wiktor, ale zrobił to o co prosił kolega, a Andrzej
nakręcił piękne zjawisko.
- To co powróżymy,
potańczymy i lecimy? - zapytał Wiktor.
- Trzeba będzie -
powiedziała ze smutkiem Weronika.
- A właśnie - przypomniało
się Emilii. - Jaka czeka cię przyszłość.
- O?! - zdziwił się Andrzej.
- To bawiłaś się bez nas?
- Tak. Wieszczka
powiedziała, że czeka mnie podróż, poznam nowych ludzi i zdarzy się coś złego,
ale wszystko skończy się dobrze.
- No, to skoro znasz już
swoją przyszłość, to idź do domu Juw i przynieś nasze rzeczy - rozkazał Wiktor.
- Dlaczego zostawiliście
rzeczy u Juwenalis, a nie u Aulusa? - zdziwił się znowu Andrzej.
- Och, już nie pamiętam -
zbył go Wiktor. - Idziesz, czy zamierzasz tak sterczeć? - Zwrócił się do
siostry.
- Mógłbyś być dla niej
milszy - powiedziała Emilia.
- Ona dla mnie też -
odparował Wiktor.
- Halo! Idziecie? -
zniecierpliwił się Andrzej. - Juwenalis już dawno poszła. Swoją drogą ciekawe
gdzie jest?
Zobaczyli teatrzyk
kukiełkowy, zatrzymali się na chwile przy facecie, żonglującym sztyletami i
pochodniami. Weronika dołączyła do nich, kiedy oglądali połykacza ognia.
- To co? Wróżby? -
zaproponowała Emilia, a pozostali się zgodzili.
- Witajcie - uśmiechnęła się
do nich miła kobieta. - Nazywam się Bogwieda, a wy?
- Cześć! Weronika, Andrzej,
Wiktor i Emilia - przedstawiła ich szatynka.
- A, to ty - poznała ją
Bogwieda. - Przyprowadziłaś kolegów. Który pierwszy?
Pierwszy był Wiktor.
Wieszczka zajęła się nim, a reszta dostała po filiżance herbaty.
Bogwieda rzucała kośćmi i
mówiła co się zdarzy. - Podróż. Długa i
niebezpieczna - dodała po następnym rzucie. - Ktoś ci zaszkodzi. Wykażesz się
odwagą. - Podniosła głowę. - Kości już nic więcej nie powiedzą. Teraz
spróbujemy z tym - powiedziała i wyciągnęła spod lady tacę z dwunastoma małymi
kieliszkami, zamalowanymi tak, by nie było widać, co jest pod nimi. - Wybierz
cztery.
Wiktor wylosował ziarenko
pieprzu, sól, figurkę psa i kostkę cukru.
- Czeka cię przygoda i
kłótnie z przyjaciółmi, ale szybko się pogodzicie - przetłumaczyła Bogwieda. - Masz, wypij to - podała mu filiżankę. - Kto teraz?
Emilii też groziła wyprawa.
Musiała spełnić ważne zadanie powierzone jej przez przyjaciela. Mogła liczyć na
swoich przyjaciół, którzy pomogą jej w potrzebie.
- Wasze losy są ze sobą
silnie związane - oznajmiła wieszczka. - Ciebie też czeka pełna przygód,
niebezpieczna wyprawa - powiedziała do Andrzeja zanim sięgnęła po kości.
Miała rację. Wszystkich
czworo nieuchronnie czekała daleka podróż. I wszystko się zgadzało, może oprócz
"pełnej przygód". Musieli przecież wrócić do domu - podróż w czasie i
przestrzeni. Mogło im się nie udać - na tym polegało niebezpieczeństwo, ale
gdzie tu przygoda? Może to samo w sobie jest przygodą?
Ale! To nie był koniec
wróżb. Jeszcze została herbata, a właściwie jej fusy. Oddali swoje filiżanki
Bogwiedzie.
- Dziwne - wymruczała.
- Co się stało? - zapytał
Juwenalis, która właśnie do nich dołączyła.
- Następna z podróżą
przyszła - powiedziała do siebie wieszczka. - No widzisz - zwróciła się do Juwenalis.
- Wszyscy, bez wyjątku, są w niebezpieczeństwie. Przepraszam was muszę to
sprawdzić.
Odeszli od jej stoiska i
poszli za Juwenalis, która zaprowadziła ich z powrotem do ogniska. Ogień sięgał
im teraz do piersi, a ludzie jeszcze go podsycali. W końcu odeszli i ustawili
się w kółko. Przyjaciele byli w pierwszym rzędzie.
Jeśli się spodziewali, że
wszyscy złapią się teraz za ręce i będą tańczyć, to w życiu tak się nie
pomylili. Ludzie zaczęli klaskać i krzyczeć. Na ten znak z tłumu wybiegł
chłopak w bardzo krótkich spodenkach i skoczył. Wzbił się wysoko w górę,
wykonał piękne, potrójne salto, przeleciał tuż nad płomieniami i wylądował
gładko na ziemi. Rozległy się brawa, gwizdy i krzyki.
- To nasz rekordzista -
krzyknęła Juwenalis. - I oczywisty faworyt.
Następnemu nie wyszło
lądowanie. Trzeci chciał zrobić poczwórne salto, przez co zepsuł cały skok.
Piąty zaprezentował się tylko troszkę gorzej od rekordzisty. Wyglądało na to,
że faworyt ma groźnego konkurenta.
Zawody trwały w najlepsze.
Nagle poczuli lekki wstrząs, gdy ziemia zadrżała. Wrzawa trochę przycichła.
Podłoże trzęsło się coraz mocnej i słychać było coś, jakby tona głazów toczyła
się po kamiennym zboczu. Ludzie zaczęli się rozglądać. Wtem mała dziewczynka,
siedząca na baranie, to jest na ojcu, krzyknęła przenikliwie i wyciągnęła
rączkę w kierunku gór. Wszyscy, jak jeden mąż spojrzeli w tamtą stronę.
Pomiędzy drzewami przedzierały się wielkie potwory i biegły najwyraźniej
do nich.
Opowiadanie mnie zaciekawiło i to ci muszę przyznać. Jestem ciekawa w jaki sposób spełnią się ich przepowiednie. Ogólnie rozdział świetny, tylko mam jedną uwagę zauważyłam, że w tekście nastąpiła zmiana czcionki i radziłabym ci to poprawić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny:)
Dziękuję, już poprawiłam ;) Miło mi, że wzbudziłam Twoje zainteresowanie. Przepowiednie spełnią się w prosty sposób ;)
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiam i weny życzę
Hahaha....spodobał mi się sposób w jaki Weronika "zgasiła" swoją koleżankę, która nagle zaczęła martwić się o swoich kolegów. Jestem ciekawa jak przyjaciele wybrną z ataku potworów. Mam nadzieję, że nikt nie ucierpi. Zabieram się za czytanie.
OdpowiedzUsuńSomnia vivere!