poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział 10



ROZDZIAŁ 10
Przepowiednie się sprawdzają


    Ludzie w popłochu biegli do wyjścia z parku. Wiktor, Andrzej, Emilia, Weronika i Juwenalis złapali się za ręce, żeby tłum ich nie rozdzielił.
    - To już wiemy czemu wszystkim groziło niebezpieczeństwo - wykrztusił zadyszany Wiktor, kiedy wpadli do stajni. Mama Juwenalis już tam była i siodłała wszystkie wierzchowce. Pomagało jej kilka osób.
    - Bierzcie petrippusy* póki jeszcze są - powiedziała.
    Pięć koni podeszło do nich. Były to te same co wcześniej. Pegaz Juwenalis, Azkar Wiktora, Soberltz Andrzeja, Agile Weroniki i Yster Emilii.
    - Gdzie lecimy?! - zapytał Wiktor, przekrzykując wiatr.
    - Do sąsiedniej polis! - odpowiedziała Juwenalis.
    A więc to są polis! - Andrzej zanotował sobie w pamięci.
    Nie kontynuowali pogawędki, ponieważ wiatr za bardzo przeszkadzał. W pewnym momencie usłyszeli straszny hałas za sobą. Ciekawość zwyciężyła. Zerknęli za siebie, na krótką chwilę, jednak to wystarczyło. Wielkie istoty zburzyły najwyższy budynek, a kilka innych zostało poważnie uszkodzonych.
    W końcu zaczęli się zniżać. Ludzie dokoła nich też. Teraz lecieli w parach, jeden za drugim, ponieważ lądowali na trakcie. Metalowa brama w kształcie podkowy, została właśnie otwarta. Kiedy przez nią przejeżdżali udało im się przeczytać "Perde Gard".
    Za bramą było tak tłoczno, aż bali się, że kogoś stratują. Zeszli na ziemię i prowadzili petrippusy za uzdy. Żadne z nich, poza Juwnalis, nie wiedziało, gdzie idzie. Po prostu tępo podążali za blondynką. Ta zaprowadziła ich do gospody. Nie zwrócili nawet uwagi na jej nazwę.
    Stajnia była piętrowa. Polecieli na drugie piętro. Rozkulbaczyli wierzchowce i zeszli po schodach.
    W gospodzie byli jednymi z pierwszych gości. Widocznie pozostałym się nie spieszyło albo byli u przyjaciół. Wzięli jeden pokój, żeby nie zajmować miejsca innym i poszli się rozgościć.
    Zajmowali pomieszczenie na ostatnim piętrze, czyli mówiąc wprost, na strychu. Znajdowały się tam tylko dwa pokoje, jeden pięcioosobowy i drugi trzyosobowy.
    Otworzyli drzwi i weszli do środka. Było pięć drewnianych sienników. Po dwa przy ścianie i jeden pod oknem, naprzeciwko drzwi. Tuż obok wejścia stała duża komoda z lustrem.
    Podeszli do sienników. Zaścielone były lnianymi prześcieradłami. Na każdym prześcieradle leżała puchowa poduszka i pled. Juwenalis sprawdziła czy siano nie jest zgniłe i beztrosko legła na "łoże". Chłopcy ostrożnie zrobili to samo. Weronika i Emilia stały dalej. Gdzieś czytały, że w takich siennikach pełno było robactwa, a nawet myszy. W końcu przełamały wewnętrzny opór i również zużytkowały posłanie. Kiedy usiadły siano zaszeleściło i się obniżyło.
    - Co to było? - zapytał Wiktor.
    - Ogry - Juwenalis od razu wiedziała, co miała na myśli.
    - Co? - spytała niepewnie Emilia.
    - Ork, to... - zaczęła Juwenalis.
    - Ale mówiłaś, że to ogry - zwrócił jej uwagę Andrzej.
    - To przecież to samo. Tak jak mówiłam - kontynuowała Juwenalis. - Ork, czy tam ogr, to około czterometrowy potwór, jedzący ludzi. Jest silny i nawet rozumny, ale i tak łatwo go podejść.
    Rozmowę przerwało im pukanie do drzwi. Młody chłopak przyniósł miednicę z parującą wodą do mycia. Kiedy odszedł, wrócili do przerwanego tematu.
    - Świetnie! - powiedziała ironicznie Emilia. - Wielkie potwory zajęły miasto i musimy zostać tu na zawsze.
    - Co teraz zrobimy? - Weronika była zrozpaczona. - Jak wrócimy do domu?
    - Spokojnie - Juwenalis podeszła do niej. - Jestem pewna, że jutro wieczorem orków nie będzie.
    - Skąd wiesz? - Spytał Andrzej.
    - Bo mimo wszystko, ogry są głupie.
    - To znaczy, że zostaną wypędzone? - upewnił się Wiktor.
    - Oczywiście, a teraz chodźmy spać.

* * *

    Emilia obudziła się w środku nocy. Nie wstała, nie otworzyła nawet oczu. Nie widziała dlaczego została wyrwana ze snu. Może przez chrapanie Wiktora. Może przez deszcz, uderzający w okno i dach. Może przez odległe grzmoty. Chciała odwrócić się na bok, kiedy usłyszała delikatne pukanie do drzwi. Spała tuż przy nich, więc tylko ona to usłyszała. Powoli zaspana zwlokła się z łóżka i ziewając otworzyła drzwi.
   - No wreszcie - szepnęła osoba, stojąca za progiem. Było ciemno i dopiero po chwil Emilia zorientowała się, że widzi Aulusa.
    - Coś się stało?
    - Tak. Mamy problem. Ogry zniszczyły część mojego domu.
    Emilia nie wiedziała co powiedzieć. Było jej przykro, z powodu szkody poniesionej przez Aulusa. Nie była do końca rozbudzona i powaga sytuacji jeszcze do niej nie dotarła.
    - I co teraz zrobisz?
    - Dziewczyno, oprzytomnij. Zniszczona została ta część, w której był wehikuł czasu.
    - Był?
    - Był. Już nie ma. Nie istnieje.
    - C-co?!
    - Ciiiii. W pokoju obok też śpią ludzie. Dlatego pukałem tak cicho.
     - Trzeba obudzić resztę.
    - Niewątpliwie. Musicie natychmiast ruszać.
    - Ale po co?
    - Odszukać kilka osób. Tu jest lista i mapa - wskazał na paczuszkę, trzymaną w ręku.
    - Ale co my im powiemy? I w ogóle po co mamy ich znaleźć?
    - Jak to po co? - Zdziwił się Dziadek. - Żeby się ze mną spotkali. A powiecie im, że ja was przysłałem i że czas odnowić stare znajomości. Poza tym do każdego mam list - podał jej plik papierów. - Obudź wszystkich i zejdźcie na dół.
    Emilia wróciła do pokoju. Nie była pewna, czy to, co się przed chwilą zdarzyło to sen, czy jawa. Podeszła do komody i obmyła twarz zimną już wodą. Odwróciła się i zobaczyła, że Andrzej rzuca się niespokojnie na posłaniu. Nim do niego podeszła gibnął się za mocno i z hukiem wylądował na podłodze. Emilia nie musiała nikogo budzić, Andrzej ją wyręczył.
    - Ciiiiiiiiiiiii - syczała Emilia, ponieważ rozbudzeni nagle przyjaciele dopytywali się, o co chodzi. - I tak powinniśmy iść, więc dobrze się stało.
    - Jak to? - zapytał Wiktor.
    - Nie teraz. Aulus na nas czeka.
    Mocno zdziwieni zabrali swoje rzeczy i zeszli po schodach. Emilia w kilku słowach streściła im, czego się dowiedziała od Dziadka.
    Przy kilku stołach siedzieli nieliczni goście. Wszyscy zdrowo pociągali z kufli. W kącie obok schodów oczekiwał ich Aulus.
    - Co tak długo? - powiedział na powitanie. - Teraz słuchajcie uważnie. Musicie najpierw iść do stolicy, wręczyć królowej ten list. - Wyciągnął zza pazuchy ciasno zwinięty rulonik przewiązany złoto-purpurową wstążką. - To bardzo ważne. Nie możecie go zgubić.
    - Dobrze - powiedział Wiktor. - Ale co w nim jest.
    - Starzy ludzie lubią mieć tajemnice - rzekł oględnie Aulus. - Macie tu prowiant na drogę. Do stolicy powinno wystarczyć.
    - Na pewno wystarczy - powiedziała pewna siebie Juwenalis. - To tylko dwa dni.
    - Jeśli lecisz - zauważył Aulus.
    - Przecież mamy te - powiedziała Weronika. - Petripposy.
    - Petrippusy - poprawił Dziadek. - Macie, ale zauważ proszę, że one muszą udźwignąć swój ciężar, siodło i was. Zwróciliście może uwagę, że alatumianie są niscy i szczupli.
    Andrzej przypomniał sobie siedemnastoletniego Emeryka, niższego od niego. Weronika pomyślała, że Juwenalis nie wygląda na swój wiek. Emilia uświadomiła sobie, jakie było jej zdziwienie, kiedy blondynka powiedziała ile ma lat.
    - Rzeczywiście - powiedział powoli Wiktor. - Nie możemy przemęczać tych petricośtamów...
    - Ppusów - podpowiedziała Juwenalis.
    - Właśnie ich - zgodził się brunet. - Ale to nie znaczy, że wcale nie będziemy latać. To pewnie też skróci czas, nie?
    - Tak. A teraz lepiej ruszajcie.
    - Ale dlaczego teraz, a nie rano? - zaprotestowała Weronika.
    - Już świta - oznajmił Aulus. - A rano ludzie będą zadawać pytania. Juwenalis jest dodatkowo narażona na rodziców. Idźcie, a ja wymyślę powód, dla którego wyruszyliście w podróż.
    - Dobra - powiedział dziarsko Andrzej. - Chłopcy, dziewczęta idziemy.
    Wyszli z gospody w zimny, mglisty świt.


_______________________________________________________________
* petrippus - skrzydlaty koń. Oczywiście z greki, bo jakże inaczej.

3 komentarze:

  1. Rozdział............Genialny!!!!!
    Jestem ciekawa co było w tym liście, który dostali od Aulusa i jak teraz wrócą z powrotem do domu?
    Nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na kolejne rozdziały;)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się spodobał. Jak miło słyszeć takie miłe rzeczy.
      Co do listu masz rację, wyjaśni się to w następnych rozdziałach. Przynajmniej taką mam nadzieję...
      I tym optymistycznym akcentem żegnam się i życze Ci jak najlepszych pomysłów.

      Usuń
  2. I teraz już wiadomo czemu oni tacy niscy. A ja już myślałam, że od tak, taki wymysł autorki, a tu jednak wszystko jest ze sobą powiązane. Dzięki temu będę zwracała większą uwagę na to, co czytam. Ja również ciekawa jestem, co jest w liście od królowej.
    Czy to oznacza, że nie będą lecieli na tych skrzydlatych koniach(nazwa była zbyt długa i bałam się, że pozmieniam kolejność liter czy coś)? Czy może będą na nich lecieli, tylko, że będą mniej od nich wymagali? Wybacz, ale tego nie zrozumiałam.
    Życzę Ci weny.
    Somnia vivere!

    OdpowiedzUsuń