piątek, 29 marca 2013

Rozdział 7


ROZDZIAŁ 7
Początek podróży


    Rano obudził ich telefon. Dzwoniła pani Nikola i kazała im szybko wracać do domu.
    Obudzili Andrzeja, śpiącego na dole i ruszyli w drogę powrotną. Nie mieli innego wyjścia, jak tylko wziąć Juwenalis ze sobą. Zostaniu w bazie stanowczo się sprzeciwiła.
    - Nie rozumiem waszych rodziców - powiedział Andrzej. - Możecie zostać sami w domu na tydzień, a nie możecie nocować w domku na drzewie?
   - Mama mówi, że co innego w domu z wszelkimi wygodami, solidnymi ścianami i podłogami, i piorunochronem na dachu, a co innego w prowizorycznej budowli do niczego niepodobnej - oznajmiła jednym ciągiem Weronika i wzięła głęboki oddech.
    - Ta. Uważa, że bez prądu sobie nie poradzimy - dodał Wiktor.
    - Ale tata ma inne zdanie - powiedziała Weronika.
    - Tylko, że on nie ma głosu w tej sprawie - rzekł Wiktor.
    - O tyle dobrze, że nie zauważą waszego zniknięcia - zauważyła Emilia.
    - Dokąd jadą tym razem? - zapytał Andrzej.
    - A czy to ważne? - odpowiedział pytaniem Wiktor.
    - O czym rozmawiacie? - wtrąciła się Juwenalis.
    - Ja ciągle zapominam, że ona nas nie rozumie - powiedział Andrzej.
    - Ja czasami zapominam, że ona w ogóle z nami jest. Jak tak cicho siedzi - pocieszyła go Emilia.
    - Nasi rodzice wyjeżdżają. - Weronika wprowadziła nową koleżankę w temat.
    Kontynuowali rozmowę, aż doszli do celu.
    - No nareszcie jesteście - powitała ich w drzwiach pani Nikola. - O, przyprowadziliście ze sobą koleżankę - dodała widząc Juwenalis, stojącą z Andrzejem w pewnym oddaleniu. - Dlaczego oni stoją tak daleko? Niech wejdą. Pewnie jesteście głodni. Zróbcie sobie śniadanie i umyjcie się. A wy zadzwońcie do rodziców. Pani Lidia, nasza sąsiadka będzie miała na was oko. - Szybko ucałowała swoje dzieci, przytuliła nieswoje i wyszła. Pan Mikołaj czekał już w aucie. - A właśnie - zwróciła się do Juwenalis. - Jak się nazywasz?
    Weronika, Wiktor i Emilia skamienieli. Blondynka spojrzała na  Andrzeja, on ledwie zauważalnie skinął głową i dziewczyna spokojnie się przedstawiła.
    - Ładne imię - stwierdziła pani Nikola i wsiadła do samochodu.
    Pan Mikołaj pomachał dzieciom i już ich nie było
    - Uff! - odetchnęli z ulgą.
    - Skąd ona wiedziała co odpowiedzieć? - spytała Andrzeja Emilia.
    - Cóż. - Andrzej wzruszył ramionami – Okazuje się, że jestem dobrym nauczycielem języka polskiego.
    - Jesteś geniuszem - stwierdziła z przekonaniem Weronika.
    - Weź przestań, bo się zarumieni - powiedział Wiktor.
    - Dobra, nie marnujmy czasu - zarządziła Emilia. - Mamy jeszcze kupę rzeczy do zrobienia.
    Wypełnili polecenia dane im przez panią Niki i rozeszli się.
    Jeszcze nie wybrali tego kto zostanie*, chcąc wierzyć do ostatniej chwili, że jednak „ja nie”, więc Emilia i Andrzej udali się do swoich domów, spakować niezbędne rzeczy i przekonać rodziców, że będą przez tydzień samodzielni. Poszło im łatwo. Już nieraz udowodnili, że można ich zostawić samym sobie. Wiktor zostawił dyplomację siostrze i kompletował swój ekwipunek, w czym pomagała mu Juwenalis, a Weronika poszła do pani Lidii. Miała najtrudniejsze zadanie ze wszystkich.
    Drzwi otworzyła jej sympatycznie wyglądająca, wysoka, blondwłosa kobieta. Była to właśnie pani Lidia. Miała czterdzieści siedem lat, czasochłonną pracę i nieugięty charakter.
    - A, dzień dobry - powiedziała, ujrzawszy dziewczynę. - Wejdź moja droga. Co cię tu sprowadza?
    Weronika skorzystała z zaproszenia. Poszła za panią Lidią, która zaprowadziła ją do salonu. Usiadła na kanapie i wzięła byka za robi.
    - Chciałam podziękować pani za to, że zgodziła się pani nas pilnować.
    - O, to nic takiego.
    - To bardzo miło z pani strony. Wiem, że pracuje pani od rana do późnego popołudnia i chciałam powiedzieć, że nie musi się pani nami przejmować. Potrafimy sami o siebie zadbać.
    - Jasne! Już ja was znam. Cały dzień spędzicie na oglądaniu telewizji i graniu w gry komputerowe, a do ust nie weźmiecie niczego porządnego, tylko jakieś świństwa.
    - Umiemy gotować.
    - Dziecko, jajecznica i płatki z mlekiem to nie obiad.
    - I mamy w planach aktywnie spędzać wakacje.
    - W planach - prychnęła pani Lidia. - Posłuchaj, ja wiem, że wy młodzi chcecie być niezależni, samodzielni i tacy dorośli, ale korzystajcie z tego, że ktoś was w tym jeszcze wyręcza, bo później już tak nie będzie i zatęsknicie za tak pięknymi czasami.
    „Po co mi ten wykład” pomyślała Weronika, a na głos powiedziała – No dobrze, ale my tylko nie chcemy sprawiać pani kłopotu.
    - To dla mnie żaden kłopot. - Uśmiechnęła się.
    - No tak – zaczęła Weronika z innej beczki. – Ale my teraz będziemy cały czas poza domem. Już nas przyjaciele zaprosili do siebie na nocowanie. I jeszcze pewnie zrobimy jakiś biwak.  A ja naprawdę umiem gotować. - Dodała zanim ugryzła się język.
    - Hmm.
    - Umiem - Weronika kontynuowała. - Proste dania. Na przykład spaghetti, ziemniaki, sałatki, rosół, makaron z serem, ryż. Usmażyć paluszki rybne lub frytki to nie problem. A i tak od jutra będziemy się włóczyć po znajomych.
    - No dobrze - westchnęła pani Lidia. - Niech ci będzie. Co ja mam z tymi młokosami. Ale dzisiaj jesteście jeszcze pod moją opieką. Mam dla was obiad. - Pani Lidia poszła do kuchni. - Weź od razu. Smacznego.
    - Bardzo pani dziękuję. - Weronika nie mogła uwierzyć, że tak szybko poszło. Postanowiła jak najprędzej odejść, zanim pani Lidia zmieni zdanie. - To ja muszę już iść. Rozumie pani, brat został w domu, jeszcze coś zepsuje - powiedziała, podnosząc się z miejsca.
    - To szybko. Pozdrów go ode mnie. 
    - Dobrze. Do widzenia. 
    - Miłego dnia moja droga - powiedziała pani Lidia do Weroniki, która była już przy furtce.
    Dziewczyna pędem wróciła na swoją posesje. Wbiegła do domu i, nie zatrzymując się, pobiegła na górę do pokoju brata.
    Już z dołu słyszała podniesione głosy, ale nie mogła ich rozróżnić. Teraz zatrzymała się z ręką na klamce, nie wiadomo czemu, zamkniętych drzwi. Chciała wejść, ale kłótnia wewnątrz brzmiała bardzo ciekawie, a bała się, że wchodząc mogliby przerwać lub wciągnąć ją w dyskusję. Od razu zorientowała się o co chodzi. Wiktor i Andrzej debatowali nad tym, który z nich zostanie w domu. A sądząc po decybelach, trwało to już dobrą chwilę. Porzuciła myśl o wtargnięciu do pokoju i chłonęła całą sobą rozmowę przyjaciół.
    - No chyba z drzewa spadłeś! - krzyczał Wiktor. - Co z tego, że proponowałem?! Nie mówiłem poważnie!
    - Za głupotę się płaci! - odryknął mu Andrzej. - Chciałeś zostać, zostaniesz!
    - Idioto! Wcale nie chciałem! Tylko...!
    - Tylko co?!
    - Powiedziałem, żeby wysłać tylko Juwenalis, ponieważ nie chciałem, żeby jedna osoba została tutaj, kiedy reszta dobrze będzie się bawić! - Wiktor wywrzeszczał każde słowo głośniej od poprzedniego.
    - Jakiś ty szlachetny! - zadrwił Andrzej.
    Weronika była tak zasłuchana, że nawet nie zauważyła Emilii, która właśnie weszła po schodach.
    - Co się dzieje? - zapytała, a szatynka podskoczyła.
    - Matko, aleś mnie przestraszyła. Cicho, chłopaki się biją.
    - Jak? - spytała z zaciekawieniem. - Na gołe pięści?
    - Słownie.
    - A, to nic takiego. Oni często to robią. A gdzie Juwenalis?
    Weronika spojrzała na nią zdziwiona. Sama nie pomyślała o dziewczynie.
    - Nie wiem. Jeśli siedzi z nimi w pokoju to się nie odzywa. W każdym razie ja jej nie słyszałam.
    - Chyba musimy tam wejść - powiedziała Emilia. - Ona mogła się przestraszyć tej wymiany zdań.
    W zaistniałej sytuacji Weronika musiała się z nią zgodzić. Niechętnie, bo niechętnie, ale Emilia miała rację. Ktoś niezorientowany w przyjaźni między Wiktorem a Andrzejem mógł sądzić, że pożarli się na śmierć i życie, i że zaraz dojdzie do rękoczynów. Jednak ciągle nie ruszała się z miejsca.
    Emilia odsunęła Weronikę niedelikatnie od drzwi i gwałtownie je otworzyła. W tym momencie Weronika popchnęła ją w rewanżu. Emilia, trzymająca wciąż klamkę, straciła równowagę, złapała przyjaciółkę i runęły razem z niezłym impetem. Na szczęście Emilia w pewnym momencie puściła klamkę, bo inaczej chyba urwała by sobie rękę. Wiktor i Andrzej zamilkli w pół słowa, patrząc, jak dwie dziewczyny dosłownie wpadają do pokoju, omal nie łamiąc sobie kończyn.
    - Gdzie Juwenalis? - zapytała niespokojnie Emilia, zrzucając z siebie Weronikę.
    Pierwszy odzyskał władzę nad sobą Andrzej.
    - W... W... Co wy robicie.
    - Gdzie Juwenalis? - powtórzyła niecierpliwie Emilia już na stojąco.
    - Właśnie - poparła ją Weronika, dopiero wstająca z podłogi.
    - Jest w łazience - odpowiedział Wiktor. - O co wam chodzi i czy będziecie łaskawe wyjaśnić co znaczyło to... to... COŚ, co przed chwilą nam zaprezentowałyście?
    - Nie ważne - stwierdziła lekceważąco Weronika.
    Andrzej wydał z siebie jakiś nieartykułowany dźwięk. Coś jakby „Auwghrymby” i odetchnął głęboko.
    - No, już mi lepiej. A teraz na spokojnie. Czemu chciałyście popsuć drzwi?
    - Wcale nie...  - zaczęła Weronika. - A dobra.
    - Myślałyśmy, że Juwenalis jest z wami, kiedy wy ucinacie sobie przyjacielską pogawędkę - wyjaśniła Emilia
    - Nie ma jej tu - burknął Wiktor.
    - To już wiemy - powiedziała Weronika.
    - Źle się do tego zabraliście - stwierdziła Emilia ni w pięć ni w jedenaście.
    - Do czego? - zdziwił Andrzej.
    - Do wybrania tego szczęśliwca, który nie przeleci się na latającym koniku.
    - Tak? A co TY proponujesz? - zainteresował się Wiktor.
    - Zdać się na los - odparła godnie dziewczyna.
    - Mieliśmy ciągnąć zapałki - zauważyła Weronika.
    - E tam. - Andrzej machnął ręką. - To nudne.
    - Lepiej powalczyć, prawda? - złośliwie spytała Weronika.
    - A żebyś wiedziała - odciął się Wiktor.
    - Wiem! - zawołała Emilia odkrywczo. - Zagramy o to w kości.
    - Idiotka - powiedzieli zgodnie pozostali.
    - Już wyliczanka byłaby lepsza - rzekł Wiktor.
    - Losujmy. - Weronika podeszła do biurka, wyciągnęła jeden z zeszytów brata i wyrwała z niego (z zeszytu, a nie z brata) jedną czystą kartkę, którą z kolei przedarła na cztery i na każdej części coś narysowała. Zabrała stojącą na biurku miskę po popcornie i nie patyczkując się, wrzuciła tam karteczki. Zamieszała i podeszła do Emilii, ta wyciągnęła jeden los, następny był Andrzej, potem Wiktor i w końcu ona sama również wzięła ostatni kawałek papieru.
    - Są trzy koła i jeden trójkąt. - Wyjaśniła. - Nietrudno się domyślić, co oznaczają.
    Na te słowa Andrzej jęknął.
    - Los zadecydował - powiedział podniosłym tonem Wiktor, patrząc na kolegę. - Ty zostajesz.
    - Kto chce ze mną oszukać przeznaczenie? - zapytał dość beznadziejnie wybrany.
    - Co ona tam robi? - Emilia zignorowała jego pytanie. - Utopiła się w tej łazience, czy co?
    Na to pytanie Juwenalis stanęła w drzwiach. Miała na sobie starą sukienkę Weroniki. Szatynka już dawno z niej wyrosła, więc nie przejęła się tym zbytnio. Zaniepokoiło ją tylko to, że brat rozdaje jej rzeczy bez pytania.
    - Gdzie jest twoje ubranie? - zapytała Emilia.
    - Schnie w ogrodzie.
    - A - powiedziała Emilia trochę zdziwiona.
    - Kiedy ruszamy? - Juwenalis spojrzała na Andrzeja. - Czemu wyglądasz jak zbity pies?
    - Bo musi zostać - odpowiedziała za niego Weronika.
    - Och, szkoda.
    - Za chwilę wrócisz do domu - powiedział Wiktor. - Cieszysz się?
    - Oczywiście!
    Przejrzeli jeszcze raz swoje rzeczy. Uzupełnili braki w zaopatrzeniu. Biegali bez celu po całym domu. Zostawili kartkę na lodówce na wszelki wypadek. Odgrzali i zjedli obiad, przygotowany im przez panią Lidię. Zamknęli drzwi wejściowe, aby mieć pewność, że nikt im nie przeszkodzi. Przebrali się w stroje, zbliżone wyglądem do tych, które opisywała im Juwenalis, żeby nie odróżniać się za bardzo wyglądem.
    I wreszcie, kiedy upewnili, że wszystko jest załatwione, zeszli do tajnego pokoju.
    Już pierwsza osoba weszła na podium, gdy Wiktor przypomniał sobie o ubraniu Juwenalis.
    Pobiegła po nie Emilia.
    Wreszcie stanęli wszyscy razem w kręgu. Andrzej podał im plecaki. Jakoś nikomu nie przyszło do głowy, że mogliby podzielić się na dwie grupy albo teleportować się oddzielnie. Teraz, gniotąc się w przeraźliwym ścisku czekali, aż Andrzej naciśnie właściwą cegłę. Kiedy mu się to udało, koło na górze rozbłysło światłem i poczęło się kręcić. Blask przybierał na sile i zdawał się ich pochłaniać. Oczy zaczęły im łzawić, więc je zamknęli.
    Chwilę później Andrzej został sam. Światło zniknęło, zabierając ze sobą jego przyjaciół. Mrok w piwnicy się pogłębił. Chłopak podszedł do ściany i już bez problemu znalazł włącznik machiny. Potem usiadł na podłodze, oparł się plecami o ścianę, zamknął oczy i zaczął intensywnie myśleć.

    - Już wiem! - wykrzyknął, wstając tak szybko, że aż zakręciło mu się w głowie.
    Wbiegł po schodach. Spiesząc się, zniósł kilka rzeczy z powrotem do laboratorium. Wrócił na górę po jeszcze kilka i wtedy zadzwoniła komórka Weroniki. Telefonów nie brali, przewidując, że tam gdzie się udają nie ma zasięgu.
    Zanim odebrał, popatrzył kto dzwoni.
   - Świetnie - rzekł z goryczą w głosie. - Pani Niki. - Przyłożył słuchawkę do ucha. - Dzień dobry - powiedział miłym i uprzejmym tonem. - Weronika jest w sklepie i zostawiła telefon w domu.
   - Cała ona - odezwała się z drugiej strony pani Nikola ze zrozumieniem. - Chciałam wam tylko powiedzieć, że wyjazd się przedłuży o tydzień. I raczej nie będziemy mieli czasu porozmawiać.
    - Dobrze przekażę im - powiedział do słuchawki i, zanim kobieta się rozłączyła, krzyknął - Wiktor! Twoja mama dzwoniła.
    Pogratulował sobie w duchu, kiedy schodził na dół z naręczem przeróżnych gratów, że przykładał się do fizyki.
    Tym razem to Andrzej stał w kręgu. Kilka przeprowadzonych prób upewniło go, że po jego zniknięciu, zbudowane przezeń urządzenie włączy z powrotem teleport. Spokojnie zamknął oczy. Zrobiło mu się ciepło, kiedy światło go otoczyło. Potem uczucie ciepła zniknęło.

______________________________________________________
* dla tych, którzy nie pamiętają – z notatek Aulusa Rojko wynika, iż żeby mieć możliwość powrotu, jedna osoba powinna zostać, aby włączyć z powrotem wehikuł czasu, który po każdym użyciu samoczynnie się wyłącza.


2 komentarze:

  1. Fajny rozdział:) Dobrze, że dodałaś tą gwiazdkę, bo muszę przyznać, że trochę się pogubiłam.
    Jestem ciekawa czy Andrzej trafi do tego samego wymiaru.Tego zapewne dowiem się w następnym rozdziale, który mam nadzieję dodasz szybko.
    Pozdrawiam i weny życzę:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznaję, piszę zawile, choć staram się jasno :(
    Co do następnego rozdziału, to nie wiem kiedy dodam. Wena się przyda. Czasu mam dość dużo, przerwa świąteczna i te sprawy :) Jak ja się cieszę, że jest wolne :) :D C: (:
    Dziękuję. Ja również pozdrawiam i życzę weny, zwłaszcza, że dodałaś strasznie krótką notkę i musisz szybko dodać następną ;)

    OdpowiedzUsuń