ROZDZIAŁ 4
Rozwikłanie zagadki
Drogę do domu pokonali w
błyskawicznym tempie, nie odzywając się do siebie i całą energię wkładając
w nogi. Rowery złożyli byle jak w szopie
zmienionej w garaż. Wbiegli szybko do budynku i tam zmuszeni byli się
zatrzymać.
- Matko boska – zawołała pani
Nikola. - Coś się stało?
- Nie – odparł Wiktor, a pozostali
pokiwali głowami.– Po prostu chcieliśmy jak najszybciej wrócić. - I była to sama
prawda.
- Dobrze – uspokoiła się jego
matka. – Kolacja będzie za chwilę.
- Dziękujemy – powiedziała Emilia.
- Idziemy do biblioteki -
zawołała Weronika i już ich nie było.
Weszli do pomieszczenia i rzucili się na malunek. Andrzej ściągnął
obraz, ale za nim nic nie było. Rozczarowany już chciał odwiesić go z powrotem,
kiedy Emilia wydała z siebie zduszony okrzyk.
- Spójrzcie! Do ramy jest coś przyczepione!
- To jakaś kartka! - wykrzyknął Wiktor i
wyciągnął papier.
- Przeczytaj co jest tam napisane - rozkazał Andrzej,
zawieszając obraz na ścianie.
- To po grecku. - stwierdził.
- Daj mi to - zażądała Emilia.
Czas teraz wyjaśnić jak się poznali. W
podstawówce chodzili razem do tej samej klasy. Jednak to nie tam się
zaprzyjaźnili. Oprócz zwykłych lekcji, jeździli do miasta pobierać nauki
języków obcych. Mieli inteligentnych rodziców, którzy słusznie twierdzili, że
lepiej znać nie tylko ojczystą mowę. I tak każde z nich znało angielski,
niemiecki i francuski. Tych trzech uczyli się od małego. Później, kiedy już
mamy uznały ich za odpowiednio dorosłych do samodzielnej jazdy autobusem,
zawsze siadali koło siebie i powoli stali się nie rozłączni.
Po angielskim, niemieckim i francuskim ich
drogi się rozeszły. Weronika stała się ekspertką w mowach słowiańskich. Emilia
postawiła na łacinę, grekę, grupę romańską i uczyła się perskiego. Andrzej
biegle posługiwał się walijskim, irlandzkim, szkockim, holenderskim i językami
skandynawskimi. Wiktor celował w japoński, tajski, węgierski, fiński i
galicyjski. Znał też trochę albański.
Nauka przychodziła im łatwo. Cała czwórka
miała nieprzeciętne zdolności językowe, zapewne zapisane w genach. W ich
rodzinach wszyscy członkowie potrafili porozumieć się w co najmniej pięciu
językach.
Teraz Emilia studiowała tekst z kartki.
- To po starogrecku - stwierdziła – Nie
wiem czy uda mi się dokładnie przetłumaczyć, ale spróbuję.
- Jak coś, to widziałam tu słownik.
- Ja - przeczytała Emilia - wysłanniczka najmądrzejszej, przekazuję wam wskazówkę. Dobrze radzę, przypatrzcie się memu otoczeniu i nie tracąc czasu, zapiszcie wiek.
- Ja - przeczytała Emilia - wysłanniczka najmądrzejszej, przekazuję wam wskazówkę. Dobrze radzę, przypatrzcie się memu otoczeniu i nie tracąc czasu, zapiszcie wiek.
- Dlaczego to się nie rymuje? - zapytał z
żalem Wiktor.
Emilia popatrzyła na niego niechętnie
swoimi, zielonymi oczami.
- To jest przekład mojego autorstwa, a ja nie jestem wierszokletką. Zresztą w oryginale też nie było rymów.
- To jest przekład mojego autorstwa, a ja nie jestem wierszokletką. Zresztą w oryginale też nie było rymów.
- A czy „aion” nie oznacza epoki? - spytała
Weronika, błądząc wzrokiem po liściku.
- Tak - odpowiedziała przyjaciółka. –
Wiek, epoka. A co?
- Nic. Tak tylko pytam.
- Dzieci! - zawołała z kuchni pani Nikola.
- Chodźcie jeść.
Po kolacji poszli szybko na górę.
Korzystając z tego, że państwo Niki siedzieli na dole, sprawdzili co jest za
obrazem w ich pokoju.
- W skarbnicy wiedzy wiadomość leży. - Przeczytała
Emilia wiadomość, napisaną, dla odmiany łaciną.
- Są dwie możliwości. – powiedział Wiktor –
Albo patrzymy w odwrotnej kolejności...
- Albo chodzi o coś innego - wpadła mu w
słowo siostra. - Na przykład książka...
- Bo, że o bibliotece tu mowa – przerwał
jej z kolei Andrzej – to nie ma wątpliwości.
- Dobra – rzekła Emilia – został nam jeden
obraz. Sprawdzimy co jest tam i możemy pomyśleć.
Niestety, w salonie rodzice bliźniąt
oglądali telewizję. Poszli więc do biblioteki. Emilia przepisała przetłumaczony
tekst z obu kartek do swego świętego zeszytu. Andrzej przyniósł dwa słowniki,
łacińsko-polski i grecko-polski.
- Lepiej się upewnić - uśmiechnął się do
Emilii.
Tymczasem Wiktor buszował w gabinecie.
Sprawdzał czy nie ma tu wskazówki. Wprawdzie notka mówiła o skarbnicy wiedzy,
ale gabinet nie był oddzielnym pomieszczeniem. Stanowił część czytelni, a poza
tym, też leżało w nim mnóstwo woluminów. Nie znalazł tego czego szukał, lecz
zobaczył książkę, która go zainteresowała. Jej tytuł brzmiał „Bogowie
starożytnej Grecji i Rzymu”. Zabrał ją ze sobą i usiadł obok kolegów.
- Gdzie Weronika? - zapytał.
- A, gdzieś tam. - Emilia jedną ręką
machnęła w stronę regałów, a na drugiej nadal opierała policzek. Nie podniosła głowy
znad zeszytu i zasłona kasztanowych włosów, sięgających jej za łopatki
uniemożliwiła Wiktorowi zobaczenie nad czym tak się zastanawia.
- Ktoś mnie wołał? - Weronika pojawiła się
przy nich.
- Tylko pytałem gdzie byłaś.
- Szukałam tej wiadomości z liściku.
Przejrzałam mnóstwo książek. Przy okazji je posegregowałam.
- Dobry pomysł - pochwalił ją Andrzej. -
Możemy upiec dwie pieczenie na jednym
ogniu. A nawet trzy, bo i czas szybciej zleci.
O wpół do jedenastej państwo Niki opuściło
salon i dali pole do działania nastolatkom.
- Nie utrudniajcie sobie, odpowiedź jest
blisko. Bogowie was przeprowadzą przez wszystko. - Teraz czytał Wiktor.
Wiadomość była po galicyjsku.
Emilia przepisała ją szybko do kajetu.
- Co wy tu jeszcze robicie? - zdziwił się
pan Mikołaj. - Do łóżek marsz.
Poszli na górę, przebrali się w piżamy i
czekali, aż gospodarz zaśnie.
Wiktor, tymczasem przeglądał książkę,
znalezioną w bibliotece. Na razie nie czytał, przeglądał ją tylko i oglądał
obrazki, pojawiające się od czasu do czasu. Doszedł właśnie do Ateny. Spojrzał
na ilustrację i serce zjechało mu do żołądka.
- Andrzej! - syknął – Patrz.
- Ja – tu wyraził co on – przecież to ta
sowa.
- Aha – przytaknął Wiktor. – Tata już
pewnie śpi. Chodźmy do dziewczyn.
Skorzystali z tajnego przejścia. Drzwi nie
wydawały już tego upiornego dźwięku, który zaskoczył ich za pierwszym razem.
Sami się o to postarali.
Dziewczyny odwróciły się, kiedy usłyszały,
że wchodzą.
- Już chciałyśmy do was... - zaczęła Emilia
i urwała w pół słowa. Widocznie ich miny mówiły same za siebie.
- Szybko powiedzcie coście znaleźli -
zażądała Weronika.
- To on znalazł. - rzekł szybko Andrzej
widząc dwie harpie, zachłannie
wpatrujące się w niego i Wiktora.
Przyjaciółki patrzyły już tylko na Wiktora, a on tryumfalnie otworzył
książkę i pokazał im ilustrację Ateny z sową.
Weronika rzuciła się do laptopa. Wpisała w
wyszukiwarce „sowa Ateny”. W obrazach pokazał się ptak, który dawał im
wskazówki.
- Sowa pójdźka – przeczytała podpis pod
zdjęciem. Teraz napisała „pójdźka” i kliknęła pierwsze co jej się wyświetliło.
- Pójdźka zwyczajna, Athene noctua. Nawet nazywa się sowa Ateny. Czemu nie
wpadliśmy na to wcześniej?
-
Dobra, tam - pogonił ją niecierpliwie Andrzej. - Czytaj dalej.
- Charakterystyka raczej nas nie obchodzi
- mruczała do siebie przewijając stronę. - Ciekawostki. W starożytnej Grecji
pójdźka była poświęcona Atenie. Wierzono, że używała je jako posłannice.
- To stąd ta wysłanniczka najmądrzejszej -
zrozumiał Wiktor.
Emilię nagle olśniło. Wzięła książkę o
bogach i otworzyła ją na spisie treści.
- O co chodzi? - zapytał ją Andrzej. -
Wyglądasz, jakbyś doznała Objawienia Pańskiego, czy czegoś w tym rodzaju.
- A jeśli – zaczęła – te dwie ostatnie
wskazówki mówiły o tym samym? Te o skarbnicy i o bogach nas prowadzących. -
dodała widząc pytające spojrzenia.
- Rozumiem – powiedziała Weronika. -
Myślisz, że to wiadomość, w której poprowadzą nas bogowie.
- Ja uważam, że ta notka z sypialni
odnosiła się do pierwszego liściku. - orzekł Wiktor. - Zaś to o tych bogach
musi być o tej książce.
- Albo to przypadek. - stwierdziła trzeźwo
Weronika.
- Wiedziałam – wykrzyknęła Emilia. Trzeba
dodać, że całą rozmowę prowadzili szeptem. - Popatrzcie na kartkę z biblioteki
i na spis treści.
Zgodnie pochylili głowy nad tekstem pisanym
po grecku. Czytanie w tym języku nie sprawiało im żadnych trudności. Wszyscy
czworo znali alfabet łaciński, grecki i cyrylicę, która bardzo przypomina
grecki. Umieli to powiedzieć, ale nie całkiem rozumieli tekst.
- Tu – pokazała im Emilia. -
Przetłumaczyłam to jako „nie gubiąc czasu, wpiszcie wiek”. A chodziło o to, żeby
nie stracić Chronosa i wpisać Aiona.
- Co?
Emilia nic nie mówiąc otworzyła „Bogów
Greckich i Rzymskich” na Aionie.
- Aion – przeczytał Wiktor, który stał
najbliżej Emilii, bo ta najwyraźniej w świecie zapomniała jak się mówi. -
Grecki bóg czasu. -
Jego wzrok padł na obrazek
obok. - Patrzcie! To te dwa klucze. Klucze do wrót przeszłości i przyszłości.
- A cztery pory roku – dodała odkrywczo
Weronika - miały nas naprowadzić na Chronosa.
- Bogowie nas przeprowadzą - powiedział
Wiktor.
- Cały czas chodziło o czas - rzekła
rozgoryczona Weronika.
- I co teraz? - zapytał Andrzej.
- Teraz idziemy spać – powiedziała
złowieszczo Emilia – bo jutro czeka nas pracowity dzień.
- Jak można zasnąć po czymś takim? - powiedział Andrzej.
Pięć minut później spał snem kamiennym.
- Jak można zasnąć po czymś takim? - powiedział Andrzej.
Pięć minut później spał snem kamiennym.
Muszę przyznać, że sama nie wpadłabym na taki pomysł. Też chcę znać tyle języków, ale co ja tam mówię. Angielskiego nie ogarniam,a marzy mi się łacina. No nic. Fajne zakończenie:D Chciałam zaznaczyć, że jedna bohaterka ma imię takie jak ja i fajnie mi się czyta:) Weronika.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne rozdziały:)
Somnia vivere!
No proszę jak trafiłam z imieniem!
UsuńChyba każdy chciałby znać tyle języków ;) Ja sama znałam jedną poliglotkę. Moja była nauczycielka umie ich 12 albo 13. Kiedyś specjalnie liczyliśmy.
Cieszę się, że Ci się podoba.
Pozdrawiam :D
Opowiadanie.. Nie umiem określić, jak mi się podoba. Pochłonę dzisiaj jeszcze kilka razy, żeby się odpowiednio nasycić :D
OdpowiedzUsuńChciałam ogłosić, że zostałaś nominowana do The Versatile Blogger. :3 Informacje znajdziesz u mnie w: http://zapragnij.blogspot.com/p/the-versatile-blogger.html.
Pozdrawiam. Sky. :3