poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 4


ROZDZIAŁ 4
Rozwikłanie zagadki

    Drogę do domu pokonali w błyskawicznym tempie, nie odzywając się do siebie i całą energię wkładając w  nogi. Rowery złożyli byle jak w szopie zmienionej w garaż. Wbiegli szybko do budynku i tam zmuszeni byli się zatrzymać.
    - Matko boska – zawołała pani Nikola. - Coś się stało?
    - Nie – odparł Wiktor, a pozostali pokiwali głowami.– Po prostu chcieliśmy jak najszybciej wrócić. - I była to sama prawda.
    - Dobrze – uspokoiła się jego matka. – Kolacja będzie za chwilę.
    - Dziękujemy – powiedziała Emilia.
    - Idziemy do biblioteki - zawołała Weronika i już ich nie było.
    Weszli do pomieszczenia i rzucili się na malunek. Andrzej ściągnął obraz, ale za nim nic nie było. Rozczarowany już chciał odwiesić go z powrotem, kiedy Emilia wydała z siebie zduszony okrzyk.
    - Spójrzcie! Do ramy jest coś przyczepione!
    - To jakaś kartka! - wykrzyknął Wiktor i wyciągnął papier.
    - Przeczytaj  co jest tam napisane - rozkazał Andrzej, zawieszając obraz na ścianie.
    - To po grecku. - stwierdził.
    - Daj mi to - zażądała Emilia.
    Czas teraz wyjaśnić jak się poznali. W podstawówce chodzili razem do tej samej klasy. Jednak to nie tam się zaprzyjaźnili. Oprócz zwykłych lekcji, jeździli do miasta pobierać nauki języków obcych. Mieli inteligentnych rodziców, którzy słusznie twierdzili, że lepiej znać nie tylko ojczystą mowę. I tak każde z nich znało angielski, niemiecki i francuski. Tych trzech uczyli się od małego. Później, kiedy już mamy uznały ich za odpowiednio dorosłych do samodzielnej jazdy autobusem, zawsze siadali koło siebie i powoli stali się nie rozłączni.
    Po angielskim, niemieckim i francuskim ich drogi się rozeszły. Weronika stała się ekspertką w mowach słowiańskich. Emilia postawiła na łacinę, grekę, grupę romańską i uczyła się perskiego. Andrzej biegle posługiwał się walijskim, irlandzkim, szkockim, holenderskim i językami skandynawskimi. Wiktor celował w japoński, tajski, węgierski, fiński i galicyjski. Znał też trochę albański.
    Nauka przychodziła im łatwo. Cała czwórka miała nieprzeciętne zdolności językowe, zapewne zapisane w genach. W ich rodzinach wszyscy członkowie potrafili porozumieć się w co najmniej pięciu językach.  
    Teraz Emilia studiowała tekst z kartki.
    - To po starogrecku - stwierdziła – Nie wiem czy uda mi się dokładnie przetłumaczyć, ale spróbuję.
    - Jak coś, to widziałam tu słownik.
   - Ja - przeczytała Emilia - wysłanniczka najmądrzejszej, przekazuję wam wskazówkę. Dobrze radzę, przypatrzcie się memu otoczeniu i nie tracąc czasu, zapiszcie wiek.  
    - Dlaczego to się nie rymuje? - zapytał z żalem Wiktor.
    Emilia popatrzyła na niego niechętnie swoimi, zielonymi oczami.
   - To jest przekład mojego autorstwa, a ja nie jestem wierszokletką. Zresztą w oryginale też nie było rymów.
    - A czy „aion” nie oznacza epoki? - spytała Weronika, błądząc wzrokiem po liściku.
    - Tak - odpowiedziała przyjaciółka. – Wiek, epoka. A co?
    - Nic. Tak tylko pytam.
    - Dzieci! - zawołała z kuchni pani Nikola. - Chodźcie jeść.
    Po kolacji poszli szybko na górę. Korzystając z tego, że państwo Niki siedzieli na dole, sprawdzili co jest za obrazem w ich pokoju.
    - W skarbnicy wiedzy wiadomość leży. - Przeczytała Emilia wiadomość, napisaną, dla odmiany łaciną.
    - Są dwie możliwości. – powiedział Wiktor – Albo patrzymy w odwrotnej kolejności...
    - Albo chodzi o coś innego - wpadła mu w słowo siostra. - Na przykład książka...
    - Bo, że o bibliotece tu mowa – przerwał jej z kolei Andrzej – to nie ma wątpliwości.
    - Dobra – rzekła Emilia – został nam jeden obraz. Sprawdzimy co jest tam i możemy pomyśleć.
    Niestety, w salonie rodzice bliźniąt oglądali telewizję. Poszli więc do biblioteki. Emilia przepisała przetłumaczony tekst z obu kartek do swego świętego zeszytu. Andrzej przyniósł dwa słowniki, łacińsko-polski i grecko-polski.  
    - Lepiej się upewnić - uśmiechnął się do Emilii.
    Tymczasem Wiktor buszował w gabinecie. Sprawdzał czy nie ma tu wskazówki. Wprawdzie notka mówiła o skarbnicy wiedzy, ale gabinet nie był oddzielnym pomieszczeniem. Stanowił część czytelni, a poza tym, też leżało w nim mnóstwo woluminów. Nie znalazł tego czego szukał, lecz zobaczył książkę, która go zainteresowała. Jej tytuł brzmiał „Bogowie starożytnej Grecji i Rzymu”. Zabrał ją ze sobą i usiadł obok kolegów.
    - Gdzie Weronika? - zapytał.
    - A, gdzieś tam. - Emilia jedną ręką machnęła w stronę regałów, a na drugiej nadal opierała policzek. Nie podniosła głowy znad zeszytu i zasłona kasztanowych włosów, sięgających jej za łopatki uniemożliwiła Wiktorowi zobaczenie nad czym tak się zastanawia.
    - Ktoś mnie wołał? - Weronika pojawiła się przy nich.
    - Tylko pytałem gdzie byłaś.
    - Szukałam tej wiadomości z liściku. Przejrzałam mnóstwo książek. Przy okazji je posegregowałam. 
    - Dobry pomysł - pochwalił ją Andrzej. - Możemy upiec dwie pieczenie  na jednym ogniu. A nawet trzy, bo i czas szybciej zleci.
    O wpół do jedenastej państwo Niki opuściło salon i dali pole do działania nastolatkom.
    - Nie utrudniajcie sobie, odpowiedź jest blisko. Bogowie was przeprowadzą przez wszystko. - Teraz czytał Wiktor. Wiadomość była po galicyjsku.
    Emilia przepisała ją szybko do kajetu.
    - Co wy tu jeszcze robicie? - zdziwił się pan Mikołaj. - Do łóżek marsz.
    Poszli na górę, przebrali się w piżamy i czekali, aż gospodarz zaśnie.
    Wiktor, tymczasem przeglądał książkę, znalezioną w bibliotece. Na razie nie czytał, przeglądał ją tylko i oglądał obrazki, pojawiające się od czasu do czasu. Doszedł właśnie do Ateny. Spojrzał na ilustrację i serce zjechało mu do żołądka. 
    - Andrzej! - syknął – Patrz.
    - Ja – tu wyraził co on – przecież to ta sowa.
    - Aha – przytaknął Wiktor. – Tata już pewnie śpi. Chodźmy do dziewczyn.
    Skorzystali z tajnego przejścia. Drzwi nie wydawały już tego upiornego dźwięku, który zaskoczył ich za pierwszym razem. Sami się o to postarali.
    Dziewczyny odwróciły się, kiedy usłyszały, że wchodzą.
    - Już chciałyśmy do was... - zaczęła Emilia i urwała w pół słowa. Widocznie ich miny mówiły same za siebie.
    - Szybko powiedzcie coście znaleźli - zażądała Weronika.
    - To on znalazł. - rzekł szybko Andrzej widząc dwie harpie, zachłannie  wpatrujące się w niego i Wiktora.
     Przyjaciółki patrzyły już tylko na Wiktora, a on tryumfalnie otworzył książkę i pokazał im ilustrację Ateny z sową.
    Weronika rzuciła się do laptopa. Wpisała w wyszukiwarce „sowa Ateny”. W obrazach pokazał się ptak, który dawał im wskazówki.
    - Sowa pójdźka – przeczytała podpis pod zdjęciem. Teraz napisała „pójdźka” i kliknęła pierwsze co jej się wyświetliło. - Pójdźka zwyczajna, Athene noctua. Nawet nazywa się sowa Ateny. Czemu nie wpadliśmy na to wcześniej? 
    - Dobra, tam - pogonił ją niecierpliwie Andrzej. - Czytaj dalej.
    - Charakterystyka raczej nas nie obchodzi - mruczała do siebie przewijając stronę. - Ciekawostki. W starożytnej Grecji pójdźka była poświęcona Atenie. Wierzono, że używała je jako posłannice.   
    - To stąd ta wysłanniczka najmądrzejszej - zrozumiał Wiktor.
    Emilię nagle olśniło. Wzięła książkę o bogach i otworzyła ją na spisie treści.
    - O co chodzi? - zapytał ją Andrzej. - Wyglądasz, jakbyś doznała Objawienia Pańskiego, czy czegoś w tym rodzaju.
    - A jeśli – zaczęła – te dwie ostatnie wskazówki mówiły o tym samym? Te o skarbnicy i o bogach nas prowadzących. - dodała widząc pytające spojrzenia.
    - Rozumiem – powiedziała Weronika. - Myślisz, że to wiadomość, w której poprowadzą nas bogowie.
    - Ja uważam, że ta notka z sypialni odnosiła się do pierwszego liściku. - orzekł Wiktor. - Zaś to o tych bogach musi być o tej książce.
    - Albo to przypadek. - stwierdziła trzeźwo Weronika.
    - Wiedziałam – wykrzyknęła Emilia. Trzeba dodać, że całą rozmowę prowadzili szeptem. - Popatrzcie na kartkę z biblioteki i na spis treści.
    Zgodnie pochylili głowy nad tekstem pisanym po grecku. Czytanie w tym języku nie sprawiało im żadnych trudności. Wszyscy czworo znali alfabet łaciński, grecki i cyrylicę, która bardzo przypomina grecki. Umieli to powiedzieć, ale nie całkiem rozumieli tekst.
    - Tu – pokazała im Emilia. - Przetłumaczyłam to jako „nie gubiąc czasu, wpiszcie wiek”. A chodziło o to, żeby nie stracić Chronosa i wpisać Aiona.  
    - Co?
    Emilia nic nie mówiąc otworzyła „Bogów Greckich i Rzymskich” na Aionie.
    - Aion – przeczytał Wiktor, który stał najbliżej Emilii, bo ta najwyraźniej w świecie zapomniała jak się mówi. - Grecki bóg czasu. -
Jego wzrok padł na obrazek obok. - Patrzcie! To te dwa klucze. Klucze do wrót przeszłości i przyszłości.
    - A cztery pory roku – dodała odkrywczo Weronika - miały nas naprowadzić na Chronosa.
    - Bogowie nas przeprowadzą - powiedział Wiktor.
    - Cały czas chodziło o czas - rzekła rozgoryczona Weronika.
    - I co teraz? - zapytał Andrzej.
    - Teraz idziemy spać – powiedziała złowieszczo Emilia – bo jutro czeka nas pracowity dzień.
    - Jak można zasnąć po czymś takim? - powiedział Andrzej.
    Pięć minut później spał snem kamiennym.

3 komentarze:

  1. Muszę przyznać, że sama nie wpadłabym na taki pomysł. Też chcę znać tyle języków, ale co ja tam mówię. Angielskiego nie ogarniam,a marzy mi się łacina. No nic. Fajne zakończenie:D Chciałam zaznaczyć, że jedna bohaterka ma imię takie jak ja i fajnie mi się czyta:) Weronika.
    Czekam na kolejne rozdziały:)
    Somnia vivere!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę jak trafiłam z imieniem!
      Chyba każdy chciałby znać tyle języków ;) Ja sama znałam jedną poliglotkę. Moja była nauczycielka umie ich 12 albo 13. Kiedyś specjalnie liczyliśmy.
      Cieszę się, że Ci się podoba.
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Opowiadanie.. Nie umiem określić, jak mi się podoba. Pochłonę dzisiaj jeszcze kilka razy, żeby się odpowiednio nasycić :D
    Chciałam ogłosić, że zostałaś nominowana do The Versatile Blogger. :3 Informacje znajdziesz u mnie w: http://zapragnij.blogspot.com/p/the-versatile-blogger.html.
    Pozdrawiam. Sky. :3

    OdpowiedzUsuń