wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 1


ROZDZIAŁ 1
Co z panem Rojko?

    Może nie rozumiała tego Imasekaiska  ludność, ale rozumiał pewien Ziemianin.   
    Pana Rojko zawsze pasjonowały rzeczy pozornie nie możliwe. Wieczorami w swojej posesji siadał w wygodnym fotelu, w wielkiej bibliotece i czytywał różne podania, legendy i mity. Uważał, że w każdym z nich jest jakieś ziarnko prawdy. Interesował się również fauną i florą tego świata i sprawdzał czy mogą istnieć takie rzeczy jak kwiat paproci, albo czy mogą żyć wilkołaki, yeti i inne tego typu stwory. Zajmował się alchemią i ziołolecznictwem, ale jego największym marzeniem były podróże w czasie.
    W swoich czasach uznawany był za dziwaka z obsesjami, czyli po prostu wariata. Co prawda łagodnego, ale zawsze. Oczywiście nikt go tak nie nazywał, mówiono, że jest po prostu ekscentryczny. Ale jeszcze całkiem niedawno byłby heretykiem, nieco dawniej czarnoksiężnikiem, a bardzo dawno temu ludzie uważali by go za wielkiego uczonego.
    Było to roku pańskiego 1998, gdy w niewielkiej wiosce, gdzie pan Rojko mieszkał, buchnęła pogłoska, że wyżej wymieniony zniknął.
    Oczywistą rzeczą jest, że nikt temu nie dowierzał, ale ciekawskie dzieci z sąsiedniego domu przedostały się po drzewie, rosnącym w ich ogrodzie, na teren rezydencji „tego dziwaka”, jak go nazywały i zajrzały przez okna do środka. We wnętrzu panował względny porządek, ale nikogo nie było. Wyglądało tam jakby właściciel tego domostwa właśnie wyszedł, ale wszystko pokrywała równa warstwa kurzu, tak gruba, że było ją widać nawet przez szybę, nawiasem mówiąc też nie pierwszej czystości. 
    Ale kto by wierzył smarkaczom!
    W końcu zainteresowali się tym ludzie starsi. Kiedy niezbicie stwierdzono, że pan Rojko zniknął minął miesiąc, a gdy poszukiwania go, żywego czy martwego, nic nie dały, upłynął rok.
    Ludzie zaczęli omijać to miejsce, twierdząc, że jest nawiedzone. Próbowano znaleźć krewnych zaginionego, ale najwyraźniej nie miał on żadnych.
    Policja chciała przeszukać dom w celu znalezienia testamentu albo nazwiska notariusza. Jednak, żeby dostać się do środka trzeba było wiedzieć jak. Nikt nie miał kluczy, ani wystarczająco dobrego wytrycha, a bez tego nie dało się odblokować drzwi. Jakiś mechanizm blokował dostęp do, przez wszystkich upragnionego, wnętrza.
    Sprowadzono ślusarza. Próbował on dobrać właściwy klucz – na próżno. Oznajmił on jednak, że jeśliby kto próbował otworzyć drzwi siłą tylko bardziej by je zaciął. Okna były zamknięte na głucho, a szyby oparłyby się nawet kulom armatnim. Nikt jakoś nie kwapił się do wycięcia ram i włamania do środka, zwłaszcza, że prawowity właściciel mógł w każdej chwili wrócić.
    W pięć lat później znalazł się notariusz, u którego złożony został testament pana Rojko. Przyszedł on, notariusz rzecz jasna, do swojego klienta, gdyż ten nie stawił się na jedno ze spotkań, które wyznaczył jeszcze za pierwszą swoją wizytą i na które bardzo nalegał. Pan Karameusz, bo tak właśnie się nazywał, miał jasne instrukcje dotyczące zaistniałej właśnie sytuacji. Po prostu miał wziąć ostatnią wolę Aulusa  Rojko i przyjechać.
    W dokumencie zaś wyraźnie napisane było; "jeżeli przez dwa lata ja niżej podpisany itd. nie dam znaku życia, dom należy wystawić na sprzedaż." Cały stan posiadania pana Rojko przejdzie na nowych właścicieli jego rezydencji. Były też postawione pewne zastrzeżenia.  Nabywcami posiadłości musiało być małżeństwo z jednym dzieckiem co najmniej, a mogli nimi zostać tylko pod warunkiem, że będą dbać o dom w takiej formie, w jakiej jest, nie próbując go przebudowywać czy zburzyć dla postawienia nowego budynku.
    I tacy właśnie ludzie się znaleźli. Było to małżeństwo z dwójką dzieci – bliźniętami Wiktorem i Weroniką.
    Rodzeństwo było do siebie podobne jak dwie krople wody. Chłopiec, wysoki brunet miał szafirowe oczy, takie same jak jego siostra, która z kolei była szatynką. Poza tą drobną różnicą ich wygląd zgadzał się w każdym szczególe. Obydwoje mięli proste nosy na twarzach o regularnych rysach. Oliwkowa karnacja sprawiała, że nawet w zimie wyglądali na lekko opalonych. Oboje jak na trzynastolatków byli wysocy.
    Pani Nikola, kobieta w kwiecie wieku, miała lat trzydzieści osiem oraz mierzyła metr i siedemdziesiąt jeden centymetrów. Jej oczy, takie same jak oczy dzieci nosiły ślady delikatnego makijażu. Ciemnoblond włosy sięgające ramion, nosiła rozpuszczone, ale czasem związywała w koński ogon.
    Wiktor był wierną kopią swojego ojca. Pana Mikołaja od syna odróżniały trzy cechy. Wiek, trzynastolatek od czterdziestotrzylatka zawsze będzie się różnił. Wzrost, brat i siostra mieli około stu sześćdziesięciu siedmiu centymetrów, zaś ich ojciec był od nich o piętnaście centymetrów wyższy. Oczy, szare, acz przy różnym oświetleniu,raz bywały szare, a raz wydawały się niebieskie, albo na odwrót. Mimo wzrostu żaden z członków rodziny nie wyglądał na chudzielca. Każde sylwetkę miało odpowiednią.      
    Wszyscy oni mieszkali w okolicy i doskonale wiedzieli co się działo z domem, a mianowicie to, że przez parę lat nie było na niego kupców. Kiedy cena leżała już w możliwościach państwa Niki, nabyli go, żeby przeprowadzili się do nowego domu. 
    A trzeba powiedzieć, że był to dom bardzo dziwny.
    Pan Rojko, opowiadali  ludzie ludzie, którzy to widzieli na własne oczy, kupił za marne grosze chłopską chałupę razem z ziemią. Bardzo dobrze zrobił, płacąc tak niską cenę, gdyż wtedy budynek ten przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy.  
    Ponieważ nowy właściciel miał sporą fortunkę, szybko przebudował, to co zostało z chatki i ruina, w zaledwie dwa lata, przeistoczyła się w rezydencję. Wyposażył ją w liczne swoje wynalazki. Powiadają, że zbudował tam tajne przejścia i ukryte pokoje. 
    Sam budynek był jednopiętrowy i wyglądem przypominał albo bardzo mały pałac, albo bardzo dużą willę. Średnich rozmiarów podwórze, a tam pięć drzew i parę krzaczków owocowych. Wszystko to musiało robić niezłe wrażenie kilkanaście lat temu, ale przez dwanaście lat budowla zniszczała, a ogród całkiem zarósł.
    Teraz Mikołaj, Nikola, Weronika i Wiktor Niki musieli zabrać się do pracy i powoli zacząć doprowadzać swój nowy dom do dawnej, lepszej postaci.
___________________________________________________________
Znowu przepraszam za błędy;)

5 komentarzy:

  1. A jak się dostali do środka? :D

    Sympatyczna historia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten notariusz miał klucze. Myślałam, że to napisałam, ale teraz przeczytałam od nowa i widzę, że byłam w błędzie. Przy okazji zauważyłam kilka błędów, więc dziękuję za komentarz :)
    Cieszę się, że Ci się podoba. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne;) Tylko ciut za szczegółowy opis ich wyglądu >.<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. za szczegółowy? ja nadal nie jestem pewna, czy dobrze sobie ich wyobrażam, przydałoby się właśnie nieco więcej opisów, ale to moje zdanie i go nie narzucam ;)

      Usuń
    2. No tak, mój chytry plan - opisać ich dokładnie za jednym zamachem, żeby potem sobie tym głowy nie zawracać, to jedna Princeska się czepia, że za szczegółowe, a druga paranONAiczka po przeciwnej stronie barykady drze się, iż jest na odwrót XD Ech, nie dogodzisz :P
      Pozdrawiam serdecznie :D

      Usuń