ROZDZIAŁ 13*
Wyjaśnienia
Sala pustoszała, nieliczni goście zebrali się w grupki i o czymś rozmawiali. Radzim i Gaudencja z zapałem przyłączyli się do jednej z takich dysput, ale Lederg twardo trzymał się Juwenalis i spółki. Wiktor ze zrezygnowaniem przystąpił do tematu, pocieszając się, że Lederg nie będzie rozumiał o co chodzi.
- Zaczynajcie - zachęcił Aleksander. - Ludmiła i ja postaramy się odpowiedzieć na wasze pytania.
- To na początek ten list - zaproponował Wiktor. - Naprawdę było tam tylko tyle?
- Nie - odparła Weronika. Pełna treść brzmi - Zerknęła na kartkę, która ciągle była w jej posiadaniu i przeczytała, tłumacząc od razu na miejscowy. - Droga Ludmiło. Przygotuj się na zjazd szalonych naukowców. Jedyna czaso-przestrzenna przenoszarka skończyła jako orkowa zabawka. Niby nie musiałem cię o tym informować, ale moim wysłannikom przyda się twoje towarzystwo. Od ciebie zależy w jakim nastroju wyruszą w dalszą drogę. - Uniosła głowę. - Dalej są same formy grzecznościowe.
- Co to znaczy? - nie zrozumiał, zgodnie z przewidywaniami Lederg.
- Nie twoja sprawa - poinformowała go grzecznie Emilia.
- Ale ja nie rozumiem - zgłosił zażalenie Andrzej. - Po co Aulus kładł aż taki nacisk na dostarczenie tej wiadomości, skoro to nic ważnego.
- Chyba wyraźnie napisał, że chodziło o to, żebyśmy się spotkali z królową - zwróciła mu uwagę Juwenalis.
- Ciągle nie rozumiem.
- Mam wrażenie, że mam was pocieszyć. Poprawić humor, podnieść morale - wyjaśniła Ludmiła.
- I to jest takie ważne? - zapytał z niedowierzaniem Wiktor.
- Sądzę, że od tego zależy cała wasza misja - powiedział Aleksander. - Determinacja, nadzieja i wiara, a zrezygnowanie i przekonanie o niepowodzeniu mogą przeważyć szalę.
- Czytaj - przetłumaczyła Ludmiła - musicie zawsze być dobrej myśli.
- Mnie zastanawia jedno - rzekł Andrzej. - Mieliśmy dotrzeć tutaj w więcej niż dwa dni, a nie minął jeszcze nawet jeden.
- Przecież mówiłam, że znam skrót.
- Aż taki dobry?
- No, a jak?
Andrzej nie był usatysfakcjonowany, ale nie mógł dłużej ciągnąć tematu, bo odezwała się Emilia.
- Pal licho ten czas, im szybciej tym lepiej, ale dlaczego można się bez problemu dostać lasem w prost do pałacu?
- A kto powiedział, że bez problemu? - zdziwiła się Ludmiła.
- Rany! - jęknął Lederg. - Ja tu miałem nadzieję dowiedzieć się jakichś nadzwyczajnych rzeczy, ale jak widać nic z tego.
Siedem osób patrzyło w milczeniu na czarnowłosego, odchodzącego do rudego rodzeństwa.
- Ogłady towarzyskiej za grosz - mruknęła pod nosem Weronika.
- Idę go pilnować, żeby swoim doskonałym zachowaniem, nie wszczął bijatyki - oznajmiła Juwenalis, wstając od stołu.
- Jej chyba też się nudziło - zauważył Wiktor.
- To głupie! - powiedziała Emilia. - Nie możemy się ich pozbyć, bo i tak wszędzie za nami polezą.
- Rozumiem, że mówisz o tej trójce? - Aleksander wskazał Lederga i rudowłose rodzeństwo. - Powiem ci tak. Klucz do szczęścia to starać się wykorzystać to, co przyniesie los, i być za to wdzięcznym. A ci troje mogą się wam jeszcze przydać.
- Teraz możemy rozmawiać po polsku - ucieszył się Andrzej, który z całej czwórki miał największe problemy z imasekajskim.
- To wracając do tematu - powiedziały równocześnie Weronika i Emilia, a dalej kontynuowała sama Weronika. - Mnie ciekawią obie te rzeczy. I czas, i bezproblemowe dojście. Jak to jest możliwe?
- Widzę, że nie pozwolicie się zbyć byle czym - zaśmiała się królowa. - No dobrze, pałacu nie trzeba pilnować, ponieważ jest chroniony przez czary. Również z tego powodu dostaliście się tutaj tak szybko.
- Ale Aulus mówił, że w tym świecie nie ma czarodziejów ani magów - rzekła Weronika.
- Kiedy? - zdziwił się Andrzej.
- Kiedy ciebie nie było - odpowiedziała Emilia.
- To poniekąd prawda - zgodziła się w tym samym momencie Ludmiła. - Jednakże żyją stworzenia, które posiadają pewną moc. Poza tym, niektórzy ludzie przewidują przyszłość, czytają w myślach, poruszają przedmioty siłą woli i tym podobne.
- Czyli - powiedział powoli Wiktor - magia chroni ten pałac?
- Tak - potwierdził Aleksander.
- W takim razie - kontynuował brunet - czyja ta magia?
- Nasza - odrzekła para królewska.
- Ale... - Wiktor został zbity z tropu.
- Przed chwilą własnie się dowiedziałem, że ludzie nie władają czarami, a teraz się okazuje, że jednak władają - wyżalił się Andrzej.
- A, tak właściwie, to skąd znacie polski? - zapytała Weronika.
- Z Polski - padła odpowiedź.
- Jak to? - Na twarzach przyjaciół malował się wielki znak zapytania.
- Chcecie poznać historię mojego życia? - zażartowała królowa, ale oni wyrazili taką chęć. - No dobrze, sami tego chcieliście. Ani ja, ani Aleksander nie pochodzimy stąd. Z Ziemi też nie. Urodziłam się w innym świecie, Naker. On swoją drogą też. Tam skąd pochodzimy każdy ma w sobie moc. Byliśmy na Ziemi. W różnych jej okresach. W średniowieczu też. Nie polecam. To właśnie wtedy postanowiłam nigdy nie używać pochodni. Śmierdzi to przeraźliwie. Wszędzie tam śmierdzi. Ludzie brudni, ulice robią za ścieki - Ludmiła aż się wzdrygnęła. - Ale odbiegam od tematu. I tak najlepiej było w książkowych krainach.
- Co?!
- A co? Nie wiecie, że wyobraźnia tworzy prawdziwe rzeczy? Taka Kraina Fantazji. I zwykli śmiertelnicy mogą ją sobie pozwiedzać w wyobraźni.
- A niezwykli?
- A niektórzy niezwykli mogą się tam znaleźć naprawdę. Czasami zabierając zwykłych - Puściła do nich oko. - No to wracając do tematu. Podróżowało się tu i tam, poznało trochę kultur i języków. Teraz jesteśmy tutaj.
- A tak z innej beczki - odezwał się Andrzej po chwili milczenia. - Dlaczego tu jest taka mieszanina? To znaczy - dodał widząc na sobie pytające spojrzenia - raz wyraźnie wygląda na starożytność, raz na średniowiecze, a poglądy to panują współczesne. Poza tym miasta nazywają się polis, a król i królowa urzędują w stolicy.
- To było tak - wyjaśniła Ludmiła. - Kiedy kształtowały się wszystkie zwyczaje, miasta, kraje mądrzy ludzie wzięli to co najlepsze z każdej epoki każdej planety i tak zostało.
To wyjaśnienie wprowadziło tylko więcej zamętu.
- Ale jak to?
- Pomyślcie - zachęcił ich Aleksander. - I policzcie, ile osób znacie, które przybyły na Imasekai.
- No - powiedziała z namysłem Weronika. - My, wy i Dziadek. To razem siedem.
- To teraz dodajcie wszystkie osoby z listy, otrzymanej od Aulusa.
- A to jeszcze nie wszyscy - dodała Ludmiła. - Jedni byli tu wcześniej, inni później.
- Skąd o tym wszystkim wiecie? - zapytała Emilia.
- Byliśmy przy tym.
- To ile wy macie lat? - spytał Anrzej.
- Teraz siedemnaście.
- Acha. No, a te polis?
- Ach! Zapomniałam, że ciebie nie było, kiedy Aulus wszystko nam wyjaśniał - Weronika pacnęła się otwartą dłonią w czoło. - Jak ci to wytłumaczyć?
- Najlepiej tak, żebym zrozumiał.
- Weź nie komplikuj nam zadania - poprosiła Emilia. - Te miasta nazywają się polis, ponieważ obywatele żądzą się sami.
- To na co, w takim razie król i królowa?
- To jest tak jak w Polsce z dzielnicami. Jest jedno państwo podzielone na wiele części - stwierdził Wiktor.
- Poleciałeś z tą teorią, nie powiem jak, bo nie będę się wyrażać - pochwaliła brata Weronika. - Nie słuchaj go. Wszystkie polis mają coś na kształt wójta, burmistrza, prezydenta, czy jak to tam nazwać, jednego sędziego, radę starszych i demokrację. Każdy obywatel ma prawo wyrazić własne zdanie, a każda prośba i uwaga musi zostać rozważona. Polis znajdują się w jednym państwie i aby państwo było spójne, żeby nie wybuchały wojny domowe i w razie zagrożenia ze strony innych państw powołany został urząd królewski.
- Hę? - zapytał inteligentnie Andrzej.
- On ma rację - zgodził się z przyjacielem Wiktor. - Hę?
- Jak ty to zapamiętałaś? - zaciekawiła się Emilia.
- Ma się ten talent.
- Aaaaaaaaa! - zatrybił Andrzej. - To jak w opolach. Jak bijatyka, to wodza wołać.
- Mniej więcej - przyznał Aleksander.
- Jeszcze musimy się troszczyć o wszystkich obywateli państwa, a jeśli mają sprawę, której nie można rozwiązać, przychodzą z nią tu, do nas - dodała Ludmiła.
- Nie macie siedemnastu lat - oznajmiła ni z gruszki, ni z sałaty Weronika, która już wszystko przemyślała. - Naker to świat, w którym magia jest powszechna. Nie wiem ile macie lat naprawdę, ale wiem, że więcej niż siedemnaście.
- Masz rację i jednocześnie jej nie masz - powiedziała królowa. - Wszystko się zgadza, tylko naprawdę mamy siedemnaście lat. Przeżyliśmy ich trochę więcej, ale teraz...
- To co wy? - przerwał Wiktor. - Wampiry?
- Tak. Ja mam na imię Bella, a to jest Edward. Oczywiście, że nie jesteśmy wampirami - wypowiadając to słowo wzdrygnęła się.
- No to jak...? - zaczął Andrzej.
- Dowiecie się w swoim czasie - rzekł Aleksander. - Teraz przedyskutujmy rzeczy ważne. Ile macie czasu zanim rodzice dojdą do wniosku, że umarliście?
- Wszystko się kręci wokół dwóch tygodni - odpowiedział Andrzej.
- Teraz już mniej - poprawiła go Weronika minęły dwa dni.
- Czekaj - zawołała Emilia. - W cale nie. Przecież tu czas płynie inaczej!
Po szybkich obliczeniach wyszło im, że mają około siedemdziesięciu dni.
- Nie jest najgorzej - powiedział Andrzej. - Będą się martwić, ale te dwa tygodnie mamy w pakiecie.
W tym momencie dołączyli do nich Lederg, Juwenalis, Radzim i Gaudencja.
- Jak wam idzie? - spytała Juwenalis.
- Dobrze - odpowiedział Wiktor. - W sumie już skończyliśmy.
- Ja mam jeszcze kilka pytań - zaprzeczyła Emilia. - Po pierwsze, gdzie tu się można umyć? Po drugie, gdzie tu się można wyspać? Po trzecie, kogo mamy odwiedzić pierwszego?
- Sądzę - powiedział Aleksander, studiując mapę - że możecie zacząć od Adhita.
- Ale przecież on mieszka w sąsiednim państwie - zauważyła Weronika, zaglądając mu przez ramię.
- Masz rację. Jest doradcą królewskim Bazylego i zazwyczaj nie opuszcza stolicy, ale akurat od wczoraj jest w Riviéres Gard.
- Byliśmy tam - stwierdził fakt Lederg.
- Ach - rozmarzył się Radzim, wspominając karczemne jedzenie.
- No to ustalone - zakończyła rozmowę Ludmiła. - Chodźcie na górę, pokażę wam wasze sypialnie. A ty się chciałaś umyć, tak? - spytała Emilię, która pokiwała głową.
_____________________________________________________________
* rozdział o wszystkim i o niczym. Jest nudny i nic nie wnosi do fabuły. Można pominąć.