ROZDZIAŁ 20
Wielki Budowniczy
Echo tych słów, które w mroku wydawały się nienaturalnie głośne, umilkło, a Wiktor ze zdumieniem odkrył, że wydobyły się one z jego własnych ust.
- Też tak sądzę - zgodziła się z nim blada dziewczyna. - Tylko najpierw przejdźmy do komnaty obok.
Wyszli zza kolumny, która, jak teraz zdali sobie sprawę, nie była kolumną, tylko wielkim posągiem. Drogi, zresztą krótkiej, nie oświetlała już pochodnia, ale kaganek.
Skręcili w jedną z odnóg, dopiero po chwili uświadomili sobie, że bardziej pasuje tu określenie nawa. Przeszli przez drzwi i stanęli.
Chłopak zaczął zapalać świece, a milcząca dziewczyna poprowadziła ich do kilku wielkich poduch, służących zapewne do siedzenia, co też uczynili.
Sala, rozświetlona mizernym, migotliwym blaskiem, prezentowała się... smutnie. Była najwyraźniej składowiskiem, graciarnią i śmietnikiem. Przy ścianach piętrzyły się płótna, gobeliny, stosy spróchniałego drewna, które być może było kiedyś ważne, a teraz nie nadawało się nawet do spalenia. Fragmenty posągów, oplecione całunem pajęczyn, rzucały niepokojące cienie, a kawałki metalu, plączące się pod nogami, były bardzo pogiętymi naczyniami. Wśród nich dawało się również zauważyć kilka dzwonków oraz małych rozmiarów gong. Wszystko to pokryte nierówną warstwą kurzu.
Kiedy już rozlokowali się, gdzie kto chciał, blada dziewczyna przeszła do rzeczy.
- Witamy was w niekoniecznie naszych, niekoniecznie skromnych progach. Ten tam, to Lucifer, do niedawna Abdon, to jest moja siostra, Lilia, a ja nazywam się Viola. Jesteśmy częścią, dość licznego, społeczeństwa, które nie zgadza się z obecnym reżimem. Jednak zamiast uciekać, co jest trudne, ale wykonalne, zostaliśmy tu i pomagamy tym, którzy potrzebują pomocy. To w sumie każdy, ale nie każdy zdaje sobie z tego sprawę.
- Kilka pytań - powiedziała Emilia. - Gdzie my właściwie jesteśmy, o co tu do cholery chodzi i jak możemy się stąd, w sensie z tej polis, wydostać?
- Ja mam jeszcze jedno - dorzucił się Andrzej. - Co tu się wyrabia? Kogo lub co czczą ci ludzie?
- I jeszcze - kontynuowała litanię Juwenalis - dlaczego właściwie czczą?
- A poza tym... - chciał dołożyć Lederg, ale Viola mu przerwała.
- Dobrze, rozumiem, że chcecie wiedzieć wszystko. W takim razie zacznijmy od początku. Dawno temu, kiedy, jak sądzę, w tej okolicy było całkiem sporo ludności i wyglądało tu też inaczej, i chodzi mi oczywiście o przyrodę - zadumała się na chwilę.
- W każdym razie - kontynuowała - tak mniej więcej dwieście lat temu spadł na tę krainę gniew boży. Wielki Budowniczy Świata zdenerwował się i postanowił ukarać nieposłuszny mu lud i zesłał Gorejący Głaz, tak na przestrogę. Jak się pewnie domyślacie dużo żywych stało się martwymi, po prostu cud. Spłonęło doszczętnie wszystko w promieniu wielu mil. Była akurat pora sucha i doszłoby do jeszcze większych zniszczeń, na szczęście, no, jakie takie szczęście, burza piaskowa przywiała idealny materiał gaśniczy, piasek. Rozwiała też użyźniający popiół, a beduini wypasający swe stada w tych okolicach załatwili sprawę roślinności. Wracając do tematu, pożar nie przemieszczał się szybciej od wiatru. Brzmi dziwnie, bo przecież wiatr pomaga w rozprzestrzenianiu się ognia, ale głównie dzięki tej burzy, nie doszło do spalenia całego kontynentu.
Na miejscu ocalała niewielka grupka osób, wśród nich córka pewnego człowieka o zapędach dyktatorskich. Owego człowieka nie było w okolicy, kiedy to się zdarzyło, ale z radością skorzystał z okazji i, gdy co mądrzejsi, w przeciwieństwie do tych, którzy się nie ewakuowali, wracali, aby zobaczyć co się stało z całym ich dobytkiem, tyran ten wystąpił z płomienną mową, w której zawarł błędy ludzkości, większość przykazań, de facto tworzących tutejsze prawo i wprowadził kult ocalałych, wybranych przez Wielkiego, by nieśli wieść o karze i odkupieniu (pod pewnymi warunkami).
- I ludzie się na to zgodzili? - zapytał z niedowierzaniem Wiktor.
- Na własnej skórze doświadczyli gniewu bożego, poza tym dyktatorski krasomówca roztoczył przed nimi wizję zbawienia zostałym i kolejne męki do końca świata tym, którzy opuszczą święte miejsce. Oczywiście byli tacy, co odeszli, byli też tacy, co zostali i próbowali się zbuntować, wreszcie dostrzegłszy swój błąd. Ci nie cieszyli się wolnością i życiem zbyt długo. W końcu buntownicy przestali wygłaszać swoje mowy na placach i zeszli do cienia, aby działać z ukrycia. Czasami komuś udawało się uciec, opuścić mury tej boskiej metropolii, ale niezbyt często. Pozostali mieszkańcy, jak bezwolne owieczki i potulne baranki żyją w tym bagnie i robią co im się każe, często nie zdając sobie sprawy z tego, że jest to wymysł jednego chorego umysłu - zakończyła, a cała jej cierpka przemowa, od początku do końca, ociekała goryczą.
- Mówisz, jakbyś sama tam była - zauważyła Weronika.
- Nie, ja to znam jedynie z opowieści. Moja matula pracowała dla córki dyktatora. Zwierzała jej się ze swoich trosk. Widzicie, ona wcale nie chciała tego co jej ojciec, ale nie miała wyboru.
- Zaraz... - Mistrzyni wyłapywania najważniejszych i najdziwniejszych kawałków wypowiedzi, Weronika wychwyciła tenże kawałek. - Mówiłaś,że to wszystko wydarzyło się jakieś dwieście lat temu. Jakim cudem twoja matka mogła znać ocalałą córkę dyktatora?
- Och, nie zauważyłaś? - zdziwiła się Viola. - Jestem elfką, właściwie pół, po matuli. Po części ja sama pamiętam, jak to wszystko się odbywało.
- Ile konkretnie masz lat? - zapytał Wiktor.
- Tak z półtora wieku będzie.
- A jak to się stało, że jesteście w antyreligijnym ugrupowaniu? - Tym razem udzieliła się Emilia.
- Ja zdecydowałam sama o swym losie. Przyłączyłam się, by walczyć o lepsze warunki bytu mieszkańców, by walczyć o prawa, niosące poprawę sytuacji tutejszej ludności i wreszcie za samych wiernych i niewiernych przykazaniom, choć w większej mierze niewiernym, gdyż ci mają gorzej. Moja siostra nawet nie zdawała sobie sprawy z naszego istnienia i nie znała mnie osobiście. Od matuli tylko wiedziała, że ma siostrę. Chcieli ją ukarać jedynie za pokrewieństwo ze mną. Pewnie pomaga im - tak myśleli. Nie mogłam pozwolić na tortury i śmierć mojej niewinnej siostrzyczki. Tak znalazła się tu Lilia. A Abdon służył u jednego uczonego, który na swoje nieszczęście zawędrował w te strony. Zanim to się jednak stało, uczył chłopca. Teraz Lucifer jest jednym z niewielu wyedukowanych w naszej społeczności. Oczywiście nie jest teraz służącym, ale zazwyczaj niesie światło oraz wiedzę, dlatego nazwaliśmy go Lucifer. Każdy, kto tu się znalazł dokonał samodzielnego wyboru, jak ja, został uwolniony, jak Lilia, albo został sprowadzony tu dla własnego bezpieczeństwa, jak Lucifer i wy.
- Sądzę, że jesteście zmęczeni. - Po raz pierwszy odezwał się Lucifer. - Już późno. Jutro zastanowimy się co dalej.
- A jeśli chcielibyśmy odejść stąd jak najszybciej? - spytał Lederg.
- Konkretnie stąd, czy ogólnie, z miasta? - zaciekawiła się Viola.
- Ogólnie oczywiście - odparł Andrzej.
- To będzie trudniejsze, ale jak już powiedział Lucifer, zastanowimy się nad tym jutro - powiedziała Viola.
- Lilia będzie waszą przewodniczką oraz opiekunką. Zostanie tu z wami i zaprowadzi was, gdzie będzie trzeba. A teraz miłych snów - pożegnał się Lucifer i wyszedł razem z Violą.
Liliana pogasiła większość świec, podeszła do nich z kagankiem w ręku, usadowiła się na jednej z wielkich poduch i się uśmiechnęła. Poczekała aż się wygodnie ułożą i zdmuchnęła płomyk.
Zasnęli przy chybotliwym półblasku dwóch świec.
Wielki Budowniczy
Echo tych słów, które w mroku wydawały się nienaturalnie głośne, umilkło, a Wiktor ze zdumieniem odkrył, że wydobyły się one z jego własnych ust.
- Też tak sądzę - zgodziła się z nim blada dziewczyna. - Tylko najpierw przejdźmy do komnaty obok.
Wyszli zza kolumny, która, jak teraz zdali sobie sprawę, nie była kolumną, tylko wielkim posągiem. Drogi, zresztą krótkiej, nie oświetlała już pochodnia, ale kaganek.
Skręcili w jedną z odnóg, dopiero po chwili uświadomili sobie, że bardziej pasuje tu określenie nawa. Przeszli przez drzwi i stanęli.
Chłopak zaczął zapalać świece, a milcząca dziewczyna poprowadziła ich do kilku wielkich poduch, służących zapewne do siedzenia, co też uczynili.
Sala, rozświetlona mizernym, migotliwym blaskiem, prezentowała się... smutnie. Była najwyraźniej składowiskiem, graciarnią i śmietnikiem. Przy ścianach piętrzyły się płótna, gobeliny, stosy spróchniałego drewna, które być może było kiedyś ważne, a teraz nie nadawało się nawet do spalenia. Fragmenty posągów, oplecione całunem pajęczyn, rzucały niepokojące cienie, a kawałki metalu, plączące się pod nogami, były bardzo pogiętymi naczyniami. Wśród nich dawało się również zauważyć kilka dzwonków oraz małych rozmiarów gong. Wszystko to pokryte nierówną warstwą kurzu.
Kiedy już rozlokowali się, gdzie kto chciał, blada dziewczyna przeszła do rzeczy.
- Witamy was w niekoniecznie naszych, niekoniecznie skromnych progach. Ten tam, to Lucifer, do niedawna Abdon, to jest moja siostra, Lilia, a ja nazywam się Viola. Jesteśmy częścią, dość licznego, społeczeństwa, które nie zgadza się z obecnym reżimem. Jednak zamiast uciekać, co jest trudne, ale wykonalne, zostaliśmy tu i pomagamy tym, którzy potrzebują pomocy. To w sumie każdy, ale nie każdy zdaje sobie z tego sprawę.
- Kilka pytań - powiedziała Emilia. - Gdzie my właściwie jesteśmy, o co tu do cholery chodzi i jak możemy się stąd, w sensie z tej polis, wydostać?
- Ja mam jeszcze jedno - dorzucił się Andrzej. - Co tu się wyrabia? Kogo lub co czczą ci ludzie?
- I jeszcze - kontynuowała litanię Juwenalis - dlaczego właściwie czczą?
- A poza tym... - chciał dołożyć Lederg, ale Viola mu przerwała.
- Dobrze, rozumiem, że chcecie wiedzieć wszystko. W takim razie zacznijmy od początku. Dawno temu, kiedy, jak sądzę, w tej okolicy było całkiem sporo ludności i wyglądało tu też inaczej, i chodzi mi oczywiście o przyrodę - zadumała się na chwilę.
- W każdym razie - kontynuowała - tak mniej więcej dwieście lat temu spadł na tę krainę gniew boży. Wielki Budowniczy Świata zdenerwował się i postanowił ukarać nieposłuszny mu lud i zesłał Gorejący Głaz, tak na przestrogę. Jak się pewnie domyślacie dużo żywych stało się martwymi, po prostu cud. Spłonęło doszczętnie wszystko w promieniu wielu mil. Była akurat pora sucha i doszłoby do jeszcze większych zniszczeń, na szczęście, no, jakie takie szczęście, burza piaskowa przywiała idealny materiał gaśniczy, piasek. Rozwiała też użyźniający popiół, a beduini wypasający swe stada w tych okolicach załatwili sprawę roślinności. Wracając do tematu, pożar nie przemieszczał się szybciej od wiatru. Brzmi dziwnie, bo przecież wiatr pomaga w rozprzestrzenianiu się ognia, ale głównie dzięki tej burzy, nie doszło do spalenia całego kontynentu.
Na miejscu ocalała niewielka grupka osób, wśród nich córka pewnego człowieka o zapędach dyktatorskich. Owego człowieka nie było w okolicy, kiedy to się zdarzyło, ale z radością skorzystał z okazji i, gdy co mądrzejsi, w przeciwieństwie do tych, którzy się nie ewakuowali, wracali, aby zobaczyć co się stało z całym ich dobytkiem, tyran ten wystąpił z płomienną mową, w której zawarł błędy ludzkości, większość przykazań, de facto tworzących tutejsze prawo i wprowadził kult ocalałych, wybranych przez Wielkiego, by nieśli wieść o karze i odkupieniu (pod pewnymi warunkami).
- I ludzie się na to zgodzili? - zapytał z niedowierzaniem Wiktor.
- Na własnej skórze doświadczyli gniewu bożego, poza tym dyktatorski krasomówca roztoczył przed nimi wizję zbawienia zostałym i kolejne męki do końca świata tym, którzy opuszczą święte miejsce. Oczywiście byli tacy, co odeszli, byli też tacy, co zostali i próbowali się zbuntować, wreszcie dostrzegłszy swój błąd. Ci nie cieszyli się wolnością i życiem zbyt długo. W końcu buntownicy przestali wygłaszać swoje mowy na placach i zeszli do cienia, aby działać z ukrycia. Czasami komuś udawało się uciec, opuścić mury tej boskiej metropolii, ale niezbyt często. Pozostali mieszkańcy, jak bezwolne owieczki i potulne baranki żyją w tym bagnie i robią co im się każe, często nie zdając sobie sprawy z tego, że jest to wymysł jednego chorego umysłu - zakończyła, a cała jej cierpka przemowa, od początku do końca, ociekała goryczą.
- Mówisz, jakbyś sama tam była - zauważyła Weronika.
- Nie, ja to znam jedynie z opowieści. Moja matula pracowała dla córki dyktatora. Zwierzała jej się ze swoich trosk. Widzicie, ona wcale nie chciała tego co jej ojciec, ale nie miała wyboru.
- Zaraz... - Mistrzyni wyłapywania najważniejszych i najdziwniejszych kawałków wypowiedzi, Weronika wychwyciła tenże kawałek. - Mówiłaś,że to wszystko wydarzyło się jakieś dwieście lat temu. Jakim cudem twoja matka mogła znać ocalałą córkę dyktatora?
- Och, nie zauważyłaś? - zdziwiła się Viola. - Jestem elfką, właściwie pół, po matuli. Po części ja sama pamiętam, jak to wszystko się odbywało.
- Ile konkretnie masz lat? - zapytał Wiktor.
- Tak z półtora wieku będzie.
- A jak to się stało, że jesteście w antyreligijnym ugrupowaniu? - Tym razem udzieliła się Emilia.
- Ja zdecydowałam sama o swym losie. Przyłączyłam się, by walczyć o lepsze warunki bytu mieszkańców, by walczyć o prawa, niosące poprawę sytuacji tutejszej ludności i wreszcie za samych wiernych i niewiernych przykazaniom, choć w większej mierze niewiernym, gdyż ci mają gorzej. Moja siostra nawet nie zdawała sobie sprawy z naszego istnienia i nie znała mnie osobiście. Od matuli tylko wiedziała, że ma siostrę. Chcieli ją ukarać jedynie za pokrewieństwo ze mną. Pewnie pomaga im - tak myśleli. Nie mogłam pozwolić na tortury i śmierć mojej niewinnej siostrzyczki. Tak znalazła się tu Lilia. A Abdon służył u jednego uczonego, który na swoje nieszczęście zawędrował w te strony. Zanim to się jednak stało, uczył chłopca. Teraz Lucifer jest jednym z niewielu wyedukowanych w naszej społeczności. Oczywiście nie jest teraz służącym, ale zazwyczaj niesie światło oraz wiedzę, dlatego nazwaliśmy go Lucifer. Każdy, kto tu się znalazł dokonał samodzielnego wyboru, jak ja, został uwolniony, jak Lilia, albo został sprowadzony tu dla własnego bezpieczeństwa, jak Lucifer i wy.
- Sądzę, że jesteście zmęczeni. - Po raz pierwszy odezwał się Lucifer. - Już późno. Jutro zastanowimy się co dalej.
- A jeśli chcielibyśmy odejść stąd jak najszybciej? - spytał Lederg.
- Konkretnie stąd, czy ogólnie, z miasta? - zaciekawiła się Viola.
- Ogólnie oczywiście - odparł Andrzej.
- To będzie trudniejsze, ale jak już powiedział Lucifer, zastanowimy się nad tym jutro - powiedziała Viola.
- Lilia będzie waszą przewodniczką oraz opiekunką. Zostanie tu z wami i zaprowadzi was, gdzie będzie trzeba. A teraz miłych snów - pożegnał się Lucifer i wyszedł razem z Violą.
Liliana pogasiła większość świec, podeszła do nich z kagankiem w ręku, usadowiła się na jednej z wielkich poduch i się uśmiechnęła. Poczekała aż się wygodnie ułożą i zdmuchnęła płomyk.
Zasnęli przy chybotliwym półblasku dwóch świec.
_____________________________________________________
Witajcie! Dzisiaj Światowy Dzień Nerek, więc wszystkim kobietom i mężczyznom życzę zdrowych nerek ;)